Drogi Michaelu!
Każdy Twój dotyk jest dla mnie jak lekarstwo.
Wiesz dlaczego nie bałam się przeszczepu?
Bo wiedziałam, że może to być kroku ku lepszemu. Że mogę wyzdrowieć. Że nic nie ryzykuję. A wiesz co najbardziej mnie do tego motywowało?
Ty.
Każdy Twój dotyk jest dla mnie jak lekarstwo.
Wiesz dlaczego nie bałam się przeszczepu?
Bo wiedziałam, że może to być kroku ku lepszemu. Że mogę wyzdrowieć. Że nic nie ryzykuję. A wiesz co najbardziej mnie do tego motywowało?
Ty.
Twoja Ann
∞
Wparował do domu
przyjaciela, nawet nie pukając do drzwi. Stefan mościł na ciemnej, skórzanej
kanapie, z nogami na małym stoliczku do kawy, a wzrok wlepiony miał w duży
ekran telewizora powieszonego na przeciwległej ścianie.
– Nikt nie nauczył cię pukać? – zapytał, nie odrywając wzroku od telewizora.
Michael spojrzał na ekran. Powtórka meczu. Zwrócił się do kolegi.
– Kto by na to zważał?
– Każdy dobrze wychowany człowiek – odrzekł.
– Mniejsza o to. Obudziła się! Ann się wybudziła!
Kraft odlepił wzrok od spoconych, biegających po boisku mężczyzn i popatrzył na przyjaciela z uwagą.
– Naprawdę? – podniósł się z kanapy.
– Tak, znalazł się dla niej dawca. Będzie zdrowa, rozumiesz? Zdrowa!
– Stary, nie nakręcaj się tak. To jeszcze nic pewnego, nie doszło jeszcze do przeszczepu.
– Ale dojdzie! – oznajmił stanowczo.
– W to nie wątpię, jednak musisz wiedzieć, że podczas przeszczepu nie wszystko się udaje. Szpik może się nie przyjąć – mówił półszeptem.
– Wszystko będzie w porządku – zapewnił blondyn.
Stefan westchnął, poklepał przyjaciela po plecach i skierował się do kuchni, by przygotować coś do picia.
– Nikt nie nauczył cię pukać? – zapytał, nie odrywając wzroku od telewizora.
Michael spojrzał na ekran. Powtórka meczu. Zwrócił się do kolegi.
– Kto by na to zważał?
– Każdy dobrze wychowany człowiek – odrzekł.
– Mniejsza o to. Obudziła się! Ann się wybudziła!
Kraft odlepił wzrok od spoconych, biegających po boisku mężczyzn i popatrzył na przyjaciela z uwagą.
– Naprawdę? – podniósł się z kanapy.
– Tak, znalazł się dla niej dawca. Będzie zdrowa, rozumiesz? Zdrowa!
– Stary, nie nakręcaj się tak. To jeszcze nic pewnego, nie doszło jeszcze do przeszczepu.
– Ale dojdzie! – oznajmił stanowczo.
– W to nie wątpię, jednak musisz wiedzieć, że podczas przeszczepu nie wszystko się udaje. Szpik może się nie przyjąć – mówił półszeptem.
– Wszystko będzie w porządku – zapewnił blondyn.
Stefan westchnął, poklepał przyjaciela po plecach i skierował się do kuchni, by przygotować coś do picia.
*
Przeglądał strony
internetowe. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Od ponad dwóch godzin czeka na
wiadomość od rodziców Ann. Przez ten czas zdążył zrobić zakupy, obejrzeć kilka
minut filmu, poczytać książkę, wziąć szybki prysznic. Chciał się zdrzemnąć,
jednakże ekscytacja na to nie pozwalała. Po niecałych piętnastu minutach
wiercenia się w łóżku wstał, a teraz siedzi przed laptopem. Nic nie było
wówczas satysfakcjonujące.
Z irytacją trzasnął klapą komputera i oparł się o krzesło, chowając twarz w dłonie i wypuszczając z płuc powietrze.
– Jesteś beznadziejny, Michael! – warknął, wstając z krzesła.
Podszedł do kuchennych szafek, a wyjąwszy z nich smukła szklankę, nalał do jej wnętrza pomarańczowy sok. Uniósł ją do ust i ledwo wziął pierwszy łyk, gdy usłyszał, że z kieszeni jego spodni wydobywa się melodyjka. Z hukiem odłożył szklankę na blat i pospiesznie wyjął z kieszeni telefon. Na wyświetlaczu widniało słowo „Isabel”.
– Halo?
– Witaj Michaelu, znamy datę. To dziś! Już dziś odbędzie się operacja – mówiła podekscytowana.
– Już? Tak szybko?
– Nie ma co zwlekać. Jeżeli chcesz, możesz do nas dołączyć. Zabieg rozpocznie się o dziewiętnastej.
– Będę – błyskawicznie zapewnił.
– W takim razie do zobaczenia, Michaelu.
Kiedy odłożył telefon obok szklanego naczynia z sokiem, był oszołomiony. Oparł dłonie o blat i spuścił głowę. Przymknął powieki i zaczął dziękować Bogu za to, że w końcu znaleźli cud, w postaci dawcy szpiku kostnego. Uśmiechnął się, a po jego policzku pociekła samotna łza. Zerknął na zegarek. Za piętnaście czwarta. Ma jeszcze kilka godzin. Może teraz, gdy wszystko jest już jasne, gdy jest spokojny, uda mu się zdrzemnąć.
W szpitalu zjawił się za kilkanaście minut przed godziną dziewiętnastą. Rodzice Ann siedzieli na korytarzu, przed drzwiami prowadzącymi na blok operacyjny.
– Dzień dobry – powiedział, podchodząc bliżej.
– Cześć – ojciec Ann podniósł się z niewygodnego krzesła i uścisnął dłoń blondynowi, a jego żona lekko ucałowała jego policzek.
– Co z Ann?
– Szykują ją do operacji. Nawet nie wiesz jak bardzo się denerwujemy – jęknęła kobieta, przystawiając zwiniętą w pięść dłoń do serca.
– Wszystko będzie dobrze – posłał kobiecie pokrzepiający uśmiech.
Zza rogu wyłoniły się dwie pielęgniarki wiozące łóżk, na którym leżała dziewczyna.
– Ann! – pisnęła jej matka.
Brunetka bez słowa lekko się uśmiechnęła na widok swych bliskich, lecz pielęgniarki ani na chwilę nie zwolniły kroku, chwile później znikając za ciężkimi, szklanymi drzwiami.
Po niespełna dziesięciu minutach korytarzem przeszli dwaj lekarze. Serdecznie uśmiechnęli się do siedzącej na szpitalnych krzesłach trójki, zapewnili, że zrobią wszystko, co w ich mocy i również weszli na blok.
– Teraz to wszystko w rekach Dobrego Boga – szepnęła kobieta, zerkając w górę.
Mąż otulił ją ramieniem i splótł ich dłonie. To było niesamowite. Widzieć małżeństwo z niemałym stażem o tak silnych więzach, o tak silnej miłości. Po tej dwójce gołym okiem widać było palącą się w ich sercach miłość. A to wszystko, co działo się dookoła, jeszcze wzmacniało to uczucie. Patrzył na nich z ukradka, a za każdym razem na jego wargach rysował się półuśmiech.
Siedział wsparty o oparcie krzesełka, nogi wysunięte miał przed siebie, skrzyżowane w kostkach, a wzrok jego wzrok spoczywał na czubkach butów. Ta operacja wydawała mu się trwać całą wieczność. Napływały na niego fale niecierpliwości, strachu, nadziei, szczęścia, złości. Nie wiedział, które z tych odczuć było najodpowiedniejsze, ani którego powinien się wyzbyć. Po prostu czekał.
Czas upływał. Wskazówki zegara niemiłosiernie się przesuwały. W tym momencie za szklanymi drzwiami znajdującymi się po jego lewej stronie toczy się bój o ludzkie życie, o jej życie, a on bezczynnie siedzi. Jedynym pokrzepieniem w tej sytuacji była myśl, że siedzi w oczekiwaniu na nią. Na zdrową Ann. Uniósł kąciki ust na tę myśl. Wtedy drzwi się otworzyły, a cała trójka pospiesznie podniosła się z siedzisk.
– Panie doktorze? – zapytał pan Witold.
– Już po wszystkim. Państwa córka jest jeszcze nieprzytomna, ale to tylko i wyłącznie przez wzgląd na regenerację organizmu – mówił spokojnie starszy mężczyzna. – Jednakże nie mogę obiecać, iż wszystko będzie w porządku. Nie mogę zagwarantować, że szpik się przyjmie – lustrował sylwetki rodziców dziewczyny, raz po raz robiąc małe przerwy, na to, by mogli przeanalizować wszystko, co powiedział. – My zrobiliśmy wszystko tak, jak należało, teraz wszystko w jej rekach – uśmiechnął się subtelnie. – Wybaczą państwo, ale muszę wracać do moich zajęć.
– Oczywiście, dziękujemy – odpowiedziała kobieta.
– Kiedy będziemy mogli ją zobaczyć? – wypalił blondyn.
Mężczyzna obrzucił go dokładnym spojrzeniem. Zmarszczył brwi i przymrużył powieki. Zastanawiał się zapewne kim jest ten młodzieniec niepodobny do żadnego z rodziny Warmerów. Otrząsnął się, a jego oczy zrobiły się normalnych rozmiarów.
– Pani Ann niebawem zostanie przewieziona na OIOM, myślę, że powinni państwo wstrzymać się z odwiedzinami co najmniej do jutra rana. Dajmy pacjentce nieco swobody – uśmiechnął się.
Był niepocieszony. Nie takiej odpowiedzi oczekiwał. Zwiesił ramiona i powolnie potrząsł głową, wbijając spojrzenie w czyste płytki na podłodze.
– Spokojnie, młody człowieku – lekarz położył dłoń na jego ramieniu – to tylko kilka godzin. Jak się to ma do wieczności?
Michael spojrzał na mężczyznę i uśmiechnął się, doświadczając jego pogody ducha.
– Wybaczą państwo, ale naprawdę muszę już pędzić. Proszę być dobrej myśli. Do zobaczenia.
Z irytacją trzasnął klapą komputera i oparł się o krzesło, chowając twarz w dłonie i wypuszczając z płuc powietrze.
– Jesteś beznadziejny, Michael! – warknął, wstając z krzesła.
Podszedł do kuchennych szafek, a wyjąwszy z nich smukła szklankę, nalał do jej wnętrza pomarańczowy sok. Uniósł ją do ust i ledwo wziął pierwszy łyk, gdy usłyszał, że z kieszeni jego spodni wydobywa się melodyjka. Z hukiem odłożył szklankę na blat i pospiesznie wyjął z kieszeni telefon. Na wyświetlaczu widniało słowo „Isabel”.
– Halo?
– Witaj Michaelu, znamy datę. To dziś! Już dziś odbędzie się operacja – mówiła podekscytowana.
– Już? Tak szybko?
– Nie ma co zwlekać. Jeżeli chcesz, możesz do nas dołączyć. Zabieg rozpocznie się o dziewiętnastej.
– Będę – błyskawicznie zapewnił.
– W takim razie do zobaczenia, Michaelu.
Kiedy odłożył telefon obok szklanego naczynia z sokiem, był oszołomiony. Oparł dłonie o blat i spuścił głowę. Przymknął powieki i zaczął dziękować Bogu za to, że w końcu znaleźli cud, w postaci dawcy szpiku kostnego. Uśmiechnął się, a po jego policzku pociekła samotna łza. Zerknął na zegarek. Za piętnaście czwarta. Ma jeszcze kilka godzin. Może teraz, gdy wszystko jest już jasne, gdy jest spokojny, uda mu się zdrzemnąć.
W szpitalu zjawił się za kilkanaście minut przed godziną dziewiętnastą. Rodzice Ann siedzieli na korytarzu, przed drzwiami prowadzącymi na blok operacyjny.
– Dzień dobry – powiedział, podchodząc bliżej.
– Cześć – ojciec Ann podniósł się z niewygodnego krzesła i uścisnął dłoń blondynowi, a jego żona lekko ucałowała jego policzek.
– Co z Ann?
– Szykują ją do operacji. Nawet nie wiesz jak bardzo się denerwujemy – jęknęła kobieta, przystawiając zwiniętą w pięść dłoń do serca.
– Wszystko będzie dobrze – posłał kobiecie pokrzepiający uśmiech.
Zza rogu wyłoniły się dwie pielęgniarki wiozące łóżk, na którym leżała dziewczyna.
– Ann! – pisnęła jej matka.
Brunetka bez słowa lekko się uśmiechnęła na widok swych bliskich, lecz pielęgniarki ani na chwilę nie zwolniły kroku, chwile później znikając za ciężkimi, szklanymi drzwiami.
Po niespełna dziesięciu minutach korytarzem przeszli dwaj lekarze. Serdecznie uśmiechnęli się do siedzącej na szpitalnych krzesłach trójki, zapewnili, że zrobią wszystko, co w ich mocy i również weszli na blok.
– Teraz to wszystko w rekach Dobrego Boga – szepnęła kobieta, zerkając w górę.
Mąż otulił ją ramieniem i splótł ich dłonie. To było niesamowite. Widzieć małżeństwo z niemałym stażem o tak silnych więzach, o tak silnej miłości. Po tej dwójce gołym okiem widać było palącą się w ich sercach miłość. A to wszystko, co działo się dookoła, jeszcze wzmacniało to uczucie. Patrzył na nich z ukradka, a za każdym razem na jego wargach rysował się półuśmiech.
Siedział wsparty o oparcie krzesełka, nogi wysunięte miał przed siebie, skrzyżowane w kostkach, a wzrok jego wzrok spoczywał na czubkach butów. Ta operacja wydawała mu się trwać całą wieczność. Napływały na niego fale niecierpliwości, strachu, nadziei, szczęścia, złości. Nie wiedział, które z tych odczuć było najodpowiedniejsze, ani którego powinien się wyzbyć. Po prostu czekał.
Czas upływał. Wskazówki zegara niemiłosiernie się przesuwały. W tym momencie za szklanymi drzwiami znajdującymi się po jego lewej stronie toczy się bój o ludzkie życie, o jej życie, a on bezczynnie siedzi. Jedynym pokrzepieniem w tej sytuacji była myśl, że siedzi w oczekiwaniu na nią. Na zdrową Ann. Uniósł kąciki ust na tę myśl. Wtedy drzwi się otworzyły, a cała trójka pospiesznie podniosła się z siedzisk.
– Panie doktorze? – zapytał pan Witold.
– Już po wszystkim. Państwa córka jest jeszcze nieprzytomna, ale to tylko i wyłącznie przez wzgląd na regenerację organizmu – mówił spokojnie starszy mężczyzna. – Jednakże nie mogę obiecać, iż wszystko będzie w porządku. Nie mogę zagwarantować, że szpik się przyjmie – lustrował sylwetki rodziców dziewczyny, raz po raz robiąc małe przerwy, na to, by mogli przeanalizować wszystko, co powiedział. – My zrobiliśmy wszystko tak, jak należało, teraz wszystko w jej rekach – uśmiechnął się subtelnie. – Wybaczą państwo, ale muszę wracać do moich zajęć.
– Oczywiście, dziękujemy – odpowiedziała kobieta.
– Kiedy będziemy mogli ją zobaczyć? – wypalił blondyn.
Mężczyzna obrzucił go dokładnym spojrzeniem. Zmarszczył brwi i przymrużył powieki. Zastanawiał się zapewne kim jest ten młodzieniec niepodobny do żadnego z rodziny Warmerów. Otrząsnął się, a jego oczy zrobiły się normalnych rozmiarów.
– Pani Ann niebawem zostanie przewieziona na OIOM, myślę, że powinni państwo wstrzymać się z odwiedzinami co najmniej do jutra rana. Dajmy pacjentce nieco swobody – uśmiechnął się.
Był niepocieszony. Nie takiej odpowiedzi oczekiwał. Zwiesił ramiona i powolnie potrząsł głową, wbijając spojrzenie w czyste płytki na podłodze.
– Spokojnie, młody człowieku – lekarz położył dłoń na jego ramieniu – to tylko kilka godzin. Jak się to ma do wieczności?
Michael spojrzał na mężczyznę i uśmiechnął się, doświadczając jego pogody ducha.
– Wybaczą państwo, ale naprawdę muszę już pędzić. Proszę być dobrej myśli. Do zobaczenia.
*
Była blada. Jej klatka
piersiowa miarowo podnosiła się i opadała. Była spokojna. Wyglądała jakby
spała. Była piękna. Uwielbiał patrzeć jak śpi. Wydawała się wówczas taka
bezbronna i krucha. Mógł sobie wyobrażać, że ona jest księżniczka, a on to jest
jej rycerz. Mógł fantazjować, że strzeże
jej spokoju i broni ją przed wszelkim złem. Przed potężnym potworem, który
stopniowo atakuje jej ciało, by w końcu doprowadzić do autodestrukcji.
Wiedział, że jest nikim wobec tego, ale marzył o tym, by móc ją wybronić od
tego zła.
Zerknął na państwa Warmer. Kobieta była smutna i zmęczona. Wydawała się być bardzo stara. Mężczyzna mrugał oczyma, chciało mu się spać. Zerknął na zegarek na swoim lewym nadgarstku. Za trzynaście trzecia. Westchnął i zwrócił się do małżeństwa.
– Może pojadą państwo do domu? – zapytał.
Kobieta pokiwała przecząco głową.
– Nie ma takiej opcji, zostajemy – miał wrażenie, że to déjà vu tyle, że w wykonaniu pani Izabel, a nie jej męża.
– To… może pójdą państwo do bufetu? Wypiją państwo kawę, a ja tutaj będę – zaproponował.
Pani Warmer popatrzyła na niego, a z jej oczu wynikało, że toczy bój z samą sobą. Zgodzić się czy też nie?
– On ma rację, kochanie. Idźmy napić się kawy, bo długo tak nie pociągniemy – odezwał się jej mąż.
– No nie wiem, Witoldzie… A co jeśli się wybudzi? – szepnęła z nutą nadziei w głosie.
– Wtedy i tak będziemy musieli poczekać do rana. Pamiętasz słowa lekarza?
Isabel zwiesiła ramiona i pokiwała potwierdzająco głową. Podniosła się z krzesła i spojrzała w niebieskie tęczówki Michaela.
– Dobrze, wrócimy za pół godziny. Potrzebujesz czegoś? Kawy, herbaty, a może coś do jedzenia?
Patrzyła na niego z troską i wyrozumiałością, niczym matka. Uśmiechnął się do niej i zaprzeczył ruchem głowy. Uniosła nieznacznie kąciki ust, ku górze i przytuliła się do blondyna, a następnie zniknęli za drzwiami.
Patrzył na nią i usłyszał, że drzwi od sali się otwierają. Wyłoniła się zza nich młoda pielęgniarka z dokumentami w rękach. Obrzuciła go uśmiechem i wyszła tymi samymi drzwiami, co rodzice Ann. Została tam sama. Bezbronna.
Nie chciał tego. Nie chciał, by ktoś zostawiał ją na pastwę losu. Wiedział, że jest bezpieczna, jednakże fakt, iż znajduje się sama podpięta do tych wszystkich aparatur, że jest nieświadoma tego, co dzieje się dookoła przyprawiał go o zawrót głowy.
Delikatnie i cicho przesunął drzwi. Jeden krok i znalazł się w pomieszczeniu. Uśmiechnął się. Widząc ją teraz przed sobą, nie osłoniętą żadną szybą przekonał się o jej pięknie. Podszedł bliżej jej łóżka, a zielony nakrycie, które zarzucił na swoje ramiona zatrzepotało głośno. Stanął przed nią. Opuszkami palców dotknął jej dłoni. Była ciepła, a jej skóra miękka. Niepewnie pociągnął swoje palce, ku górze przesuwając się od ramienia przez obojczyk, aż po policzek. Uśmiechnął się. Policzek. Brakowało mu kolorytu. Potarł go dłonią w nadziei, że nabierze nieco rumieńca. Nic z tego. Popatrzył na jej usta. Piękne, malinowe, zamknięte wargi. Obrysował je opuszkiem palca wskazującego. Nie potrafił się powstrzymać. Emocje i stres minionego dnia wzięły górę. Przyłożył usta do jej warg i skradł subtelny pocałunek.
Zerknął na państwa Warmer. Kobieta była smutna i zmęczona. Wydawała się być bardzo stara. Mężczyzna mrugał oczyma, chciało mu się spać. Zerknął na zegarek na swoim lewym nadgarstku. Za trzynaście trzecia. Westchnął i zwrócił się do małżeństwa.
– Może pojadą państwo do domu? – zapytał.
Kobieta pokiwała przecząco głową.
– Nie ma takiej opcji, zostajemy – miał wrażenie, że to déjà vu tyle, że w wykonaniu pani Izabel, a nie jej męża.
– To… może pójdą państwo do bufetu? Wypiją państwo kawę, a ja tutaj będę – zaproponował.
Pani Warmer popatrzyła na niego, a z jej oczu wynikało, że toczy bój z samą sobą. Zgodzić się czy też nie?
– On ma rację, kochanie. Idźmy napić się kawy, bo długo tak nie pociągniemy – odezwał się jej mąż.
– No nie wiem, Witoldzie… A co jeśli się wybudzi? – szepnęła z nutą nadziei w głosie.
– Wtedy i tak będziemy musieli poczekać do rana. Pamiętasz słowa lekarza?
Isabel zwiesiła ramiona i pokiwała potwierdzająco głową. Podniosła się z krzesła i spojrzała w niebieskie tęczówki Michaela.
– Dobrze, wrócimy za pół godziny. Potrzebujesz czegoś? Kawy, herbaty, a może coś do jedzenia?
Patrzyła na niego z troską i wyrozumiałością, niczym matka. Uśmiechnął się do niej i zaprzeczył ruchem głowy. Uniosła nieznacznie kąciki ust, ku górze i przytuliła się do blondyna, a następnie zniknęli za drzwiami.
Patrzył na nią i usłyszał, że drzwi od sali się otwierają. Wyłoniła się zza nich młoda pielęgniarka z dokumentami w rękach. Obrzuciła go uśmiechem i wyszła tymi samymi drzwiami, co rodzice Ann. Została tam sama. Bezbronna.
Nie chciał tego. Nie chciał, by ktoś zostawiał ją na pastwę losu. Wiedział, że jest bezpieczna, jednakże fakt, iż znajduje się sama podpięta do tych wszystkich aparatur, że jest nieświadoma tego, co dzieje się dookoła przyprawiał go o zawrót głowy.
Delikatnie i cicho przesunął drzwi. Jeden krok i znalazł się w pomieszczeniu. Uśmiechnął się. Widząc ją teraz przed sobą, nie osłoniętą żadną szybą przekonał się o jej pięknie. Podszedł bliżej jej łóżka, a zielony nakrycie, które zarzucił na swoje ramiona zatrzepotało głośno. Stanął przed nią. Opuszkami palców dotknął jej dłoni. Była ciepła, a jej skóra miękka. Niepewnie pociągnął swoje palce, ku górze przesuwając się od ramienia przez obojczyk, aż po policzek. Uśmiechnął się. Policzek. Brakowało mu kolorytu. Potarł go dłonią w nadziei, że nabierze nieco rumieńca. Nic z tego. Popatrzył na jej usta. Piękne, malinowe, zamknięte wargi. Obrysował je opuszkiem palca wskazującego. Nie potrafił się powstrzymać. Emocje i stres minionego dnia wzięły górę. Przyłożył usta do jej warg i skradł subtelny pocałunek.
„Każda kolejna noc przyniesie lepszy dzień”
****************************
Hej Misie! :*
Hej Misie! :*
Jak Wam się podoba? :)
Trzynastka okazała się nie być tak pechową, jak mogłoby się wydawać. ;)
Trzynastka okazała się nie być tak pechową, jak mogłoby się wydawać. ;)
Czy myślicie, że już wszystko będzie dobrze?
A może to dopiero początek problemów naszej dwójki? :)
A może to dopiero początek problemów naszej dwójki? :)
Kochane, bardzo dziękuję, że nadal ze mną jesteście. ♥
Dziękuję za każdy komentarz, który dodaje mi otuchy i motywacji do dalszej pracy. Dziękuję za każde zaobserwowanie. Dziękuję, że mimo iż ja sama nie jestem u Was na bieżąco, Wy ciągle mnie wspieracie. ♥
Jesteście najlepsze i nieocenione! ♥
Dziękuję za każdy komentarz, który dodaje mi otuchy i motywacji do dalszej pracy. Dziękuję za każde zaobserwowanie. Dziękuję, że mimo iż ja sama nie jestem u Was na bieżąco, Wy ciągle mnie wspieracie. ♥
Jesteście najlepsze i nieocenione! ♥
Całuję!
Jejciu jakie to przepiękne *-*
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że już niczym nas łobuzie nie zaskoczysz :D XD
Oboje zasługują na szczęście <3
Choć znając ciebie Misiaku, coś knujesz nam tutaj jeszcze XDD
Cudowne <3
Kocham bardzo ♥♥
Czekam na kolejny
Buziaki :***
Jestem jestem i przepraszam za zwłokę
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo cudny. Michael z pewnością zasługuje na szczęście.
Weny i zapraszam do siebie na złudzenie szóste na utonolemwtwoichsnach.blogspot.com
Buziaki 😘
Jestem jestem,komentarz będzie krótki za co przepraszam...przeziębienie i zmęczenie robią swoje
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział,cieszę się że operacja Ann była tak szybko,oby przeszczep się przyjął.
Bardzo mi się podobał ten fragment "Mógł sobie wyobrażać, że ona jest księżniczka, a on to jest jej rycerz. Mógł fantazjować, że strzeże jej spokoju i broni ją przed wszelkim złem. Przed potężnym potworem, który stopniowo atakuje jej ciało, by w końcu doprowadzić do autodestrukcji
"idealny,zakochałam się
Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział
Buźka ;)
Jak Ci dam początek problemów to zobaczysz XDD
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział :*
Co do końcówki to miałabym dwa przeczucia, albo Ann się obudzi, albo wparuje tam jakiś lekarz i Michi dostanie bure... A może to się połączy :P
Ale to tylko moje wymysły ;)
Weny ❤
Witaj Kochana.
OdpowiedzUsuńOczywiście,że rozdział się podoba.
Ogromnie się cieszę,że Ann jest już po przeszczepie.
Mam nadzieję,ze teraz będzie już wszystko w porządku.
Błagam nie rób im problemów. ;)
W głębi duszy mam nadzieję że Ann jakimś cudem odzyska mowę.
Czekam na kolejny.
Buziaki :*
Hej!
OdpowiedzUsuńRozdział jest po prostu nieziemski *-*
Mam tylko nadzieję, że przeszczep się przyjmie. Stefan chyba nie za bardzo "cieszy" się z zakochania przyjaciela. Jakoś tego nie wyczuwam. Może dlatego iż jej nie zna? Albo po prostu się mylę.
Czekam na następny
Buziaki :*
Witaj kochana! ;*
OdpowiedzUsuńW jaki stan nas tutaj wprowadziłaś...
Z jednej strony jest to stan radości i nadziei, a z drugiej jest niepewność i przerażenie.
Niesamowite. Dziękuję Ci za to, za wszystkie emocje!
Razem z Michaelem oczekuję na wybudzenie się Ann.
Mam nadzieję, że przeszczep nie zostanie odrzucony oraz, że ten rozdział jest początkiem nowego, szczęśliwego życia Ann razem z Michaelem. Mam nadzieję, że problemy zblakną i zejdą na drugi plan.
Czekam na ciąg dalszy!
Trzymaj się Kochana! ;*
Pozdrawiam, Camille.
Melduję się!
OdpowiedzUsuńO jejciu, kochana... ja nie wiem, jak ty to robisz, ale z każdym razem mam w głowie taki huragan myśli, że żadne słowa nie są w stanie go opisać... cudowny rozdział! Zresztą, czy kiedykolwiek u ciebie narzekałam choćby na jedno zdanie? :)
Z jednej strony radość, a z drugiej tyle niepewności i znaków zapytania... dobrze, że Ann jest już po przeszczepie, ale czy na pewno on się przyjmie? Przecież to różnie z tym bywa, nie zawsze kończy się szczęśliwe... ale mam nadzieję, że w przypadku naszej bohaterki będzie pozytywne zakończenie. Że wraz z tym zakończą się wszystkie problemy i będzie szczęśliwa u boku Michaela, który w twojej wersji jest po prostu ideałem. Nic, tylko go kochać! :)
Czekam!
Buziaki :**
Cześć!
OdpowiedzUsuńDziś krótko :-)
Rozdział wspaniały jak każdy inny, choć wkradł się mały błąd ortograficzny na początku. “Skurzanej kanapie“ - tak napiasałaś a powinno być skórzanej ;-) Ale czym jest jeden mały błąd czy literówka wobec cudownej treści.
Niestety, jakoś wciąż nie mogę uwierzyć, że wszystko już teraz będzie dobrze, ale może akurat? Mój pesymizm, albo raczej realizm, jest powalający.
Czekam na kolejne wspomnienie.
Pozdrawiam!
Sama nie wiem jakim cudem nie zauważyłam tego błędu! :o
UsuńDziękuję, że Twoje czujne oko nie zawodzi. :* ♥
Hej kochana :*
OdpowiedzUsuńZaprosiłaś mnie więc jestem:*
Fantastyczny rozdział,wywołuje dużo emocji :* Jestem pod wielkim wrażeniem :* Mam nadzieje że się szpik przyjmie ,nie zawsze trzynastka jest nie szczęśliwa :)
Trzyma kciuki za Ann aby już byłą zdrowa i szczęśliwa z Michaelem
Buziaki :*
Fajnie tak czytać sobie po dwa rozdziały dziennie hehe ;D
OdpowiedzUsuńNo, ale nic... Jeszcze raz przepraszam i chcę, żebyś wiedziała, że jest mi zwyczajnie wstyd...
Co do rozdziału...
Wszystko się układa. Kiedy czytałam, że Ann jest wprowadzana na salę przez pielęgniarki, które nie zwalniały tempa, zadrżałam. Nie wiem czemu, ale miałam takie przeświadczenie, że coś może pójść nie tak... Ale to chyba dlatego, że z Tobą, Kochana, niczego nie można się spodziewać. :D
Ale na szczęście, kiedy lekarz oznajmił, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, to wydobyłam z siebie takie ciche: 'Uffff'. :D Chociaż raz się cieszę, że nie miałam racji! ;D
I Michael... Tak na nielegalu sobie wtargnął do Ann i jego zachowanie, to... no, mi się skojarzyło z takim wariatem, bo zachowywać by się mógł na pierwszy rzut oka dla człowieka myślącego racjonalnie, jak niespełna rozumu. Naszczęscie, ja tam jestem romantykiem, zatem mnie to wzruszyło. :) On ją traktuje jak boginię. Jak kogoś idealnego, kogoś wziętego ze sfery sacrum. Jest dla niego aniołem. To piękne. <3
Chociaż, ładnie też spławił rodziców dziewczyny hehe ;D Ja czułam, że on coś kombinuje! No, czułam to w kościach, po prostu! ;D
Teraz taka myśl mnie przeszła... Może Ann tak wybudzi się po tym pocałunku? *-*
Ach, chciałabym już kolejny rozdział! ;c
Czekam zatem niecierpliwie i jeszcze raz przepraszam. ;c
Kocham. <33
Na wstępie bardzo, bardzo Cię przepraszam za nieobecność pod poprzednim rozdziałem. Bardzo chciałam się pojawić, ale po prostu zabrakło mi czasu. Powroty do szkoły po feriach zawsze są bolesne, ale ten w moim przypadku bolał jeszcze bardziej niż zwykle. No ale już jestem <3 Pewnie już to pisałam, ale trudno, napiszę jeszcze raz: Michi jest tutaj po prostu PRZE-KO-CHA-NY. Dla państwa Warmerów to po prostu anioł, który spadł im z nieba (to śmiesznie brzmi w odniesieniu do skoczka, haha) i dodaje im wsparcia i otuchy. O Ann już nawet nie wspomnę, bo Michi wniósł do jej życia samą radość i uśmiech. Mam nadzieję, że ten przeszczep się uda i będziemy mogły jeszcze nie raz oglądać ich razem szczęśliwych. Muszę jeszcze wspomnieć o Stefanie, bo niezwykle bawi mnie jego postać. Ten jego chłodny realizm w zestawieniu z optymizmem Michiego po prostu mnie rozwala. To nie do końca dobrze, bo mógłby wreszcie wykazać się wobec przyjaciela choć odrobiną empatii, ale cóż... Wierzę w to, że w głębi serca cieszy się jego szczęściem, a to chłodne podejście do sytuacji wynika tylko z troski o niego.
OdpowiedzUsuńJeszcze raz przepraszam! Mam nadzieję, że przy następnych rozdziałach już uda mi się poprawić.
Całuję! ;*
Jestem!
OdpowiedzUsuńZ góry przepraszam za krótki komentarz, ale muszę dokończyć "Krzyżaków". ;c
Rozdział FENOMENALNY!
Michael jest bardzo kochany. Troszczy się o Ann i martwi o jej zdrowie. Mało kto by się tak poświęcił osobie, którą zna dość krótko.
Mam nadzieję, że Ann będzie zdrowa.
Czekam na kolejny i dużo weny życzę.
Buziaki. ;*
Hejka ;*
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział, tak wstępie na wstępie. <3
Trzymam z całych sił kciuki, aby przeszczep się przyjął i wszystko już było w porządku. :)
Uwielbiam postać Michaela w tej historii. Jest taki kochany. <3
Życzę dużo weny i czekam na więcej <3
Buziaki ;*
Hej!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie było mnie u Ciebie poprzednim razem, ale dopiero teraz się zorientowałam, że mnie nie było. Za dużo na głowie.
Dobra, odwołuję wszystko. Michael podołał, nie okazał się ostatnią świnią, nie uciekł. I kocha. Z jednej strony to piękna, słodka, wręcz szczeniacka miłość, a z drugiej trudna, bolesna, bo narodziła się w takich okolicznościach. Micheal staje na wysokości zadania i jest gotowy się poświęcić. Bo poświęca wszystko - cały swój czasu, energie, przyjaźń, pewnie też treningi.
Boję się o naszą kochaną Ann, bo ostatnie rozdziały pokazują jak bardzo jest krucha. Jak wszystko jest krucha. Ilekroć czytam kolejne rozdziały, boję się, że Ann się rozpadnie. A Michi.. A Michael tego nie przeżyje.
Ta trzynastka faktycznie nie jest pechowa, całe szczęście. Ann walczy, przeszczep to jak cud - tak szybko.
Wszystko jest opisane bardzo klimatycznie, a sam tekst jest naprawdę ładny. Czasem tylko przecinki świrują, a niektóre rzeczy zgrzytają, np. 'z jej oczu wynikało, że toczy bój z samą sobą.' Ja osobiście napisałabym: z jej oczu można było wyczytać, że toczy bój z samą sobą.
Ale to moje subiektywne zdanie, robisz i piszesz to, co Tobie się podoba i co uważasz za słuszne.
Muszę przyznać, że ostatnim zdaniem skardłaś mi serce, bo jest naprawdę piękne.
Weny i czekam na następny.
Annie.
Hej.
OdpowiedzUsuńNadrabiam zaległości! Naprawdę kocham Twoje opowiadanie ❤️
Rozdział sam w sobie idealny. Modlę sie, aby szpik sie przyjąl, bo jak nie to ja nie wiem co Michi ze sobą zrobi... Cieszę się, ze jest wytrwały w swoich uczuciach i nadal wspiera Ann
Czekam na następny.
Pozdrawiam :*
Jestem :)
OdpowiedzUsuńTrzynastka wcale nie jest pechowa! Wręcz przeciwnie, cudowna!
Zresztą wiesz, co sądzę o Twoim stylu pisania i ogólnie o opowiadaniu.
Jak czytałam końcówkę naprawdę aż przeszły mnie ciarki. Niby nic takiego, a ten subtelny Michael jest tak kochany, że brak słów.
Lubię go, jak jest taki pewny siebie, ale ta delikatność też rozwala na łopatki.
Mam nadzieję, że przeszczep się przyjmie i wszystko będzie dobrze. Martwią mnie te wstawki, o tym, iż może być inaczej.
Oby nie były one zbytnio prorockie!
Fajnie ukazujesz relacje pomiędzy Michaelem i Stefanem. Oboje rozmawiają tak naturalnie. Zdarza się im nuta chamskości, ale takie są te prawdziwe przyjaźnie :>
Zresztą nasz Blondi jeszcze doskonale dogaduje się z rodzicami Ann. Bardzo mi się to podoba!
Myślę, że to też ważne dla dziewczyny. Ma świadomość, iż trzy bliskie jej osoby mają świetny kontakt.
Cóż mi pozostaje Kochana... Czekam na kolejny!
Buziaki ;***
Kochana, jest cudownie!
OdpowiedzUsuńZ każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej utwierdzasz mnie w przekonaniu, że najwyższa pora założyć Ci jakiś fanklub...
Michiemu strasznie zależy na Ann. Szczerze mówiąc - lubię jego postać. Uroczy, kochany, delikatny... to sprawia, że to opowiadanie skradło moje serduszko. <3
Trzymam kciuki za Ann. Oby szpik się przyjął, innej opcji nie przyjmuję do świadomości. Ma rodziców i Michiego, a więc ma dla kogo walczyć. Mam nadzieję, że wszystko skończy się dobrze. :)
Czekam na kolejny.
Buziaki. ;*
Super oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńNo i wszystko nadrobione!
OdpowiedzUsuńKochana to co tu zrobiłaś jest niesamowite! <3
Po przeczytaniu tych rozdziałów nie wiem co napisać... Michael jest tak cudowny, to po prostu ideał. Gdzie w realnym świecie takiego znaleźć? Powiedz, a pojadę tam w ciemno! Mam nadzieję, że nie spełnią się słowa Stefana i wszystko jednak pójdzie dobrze, a przeszczep się przyjmie. Mam nadzieję, że dziewczyna wyzdrowieje jednak nie gwarantuje to, że zawsze będą razem. Wiele może się wydarzyć, tak jak napisałaś może to dopiero początek problemów? Tak, wiem zawsze muszę węszyć coś złego ;) No nic, pozostaje czekać na następny!
Buziaki ;*
Good Moring . Dopiero dziś trafiłam na tego bloga. Udało mi się przeczytać wszystkie rozdziały. Współczuję Ann , sama jestem osobą słabosłyszącą . Ciężkie ma to życie, jednak myślę, że choć z Michim nie będzie problemów.
OdpowiedzUsuńJesteś odważną dziewczyną, jeszcze nie spotkałam się z żadnym opowiadaniem o osobach niesłyszących . Fajnie , że poświęciłaś im czas
Życzę Ci we
Pozdrawiam
Layla Stormy
Hejka :-)
OdpowiedzUsuńWreszcie dotarlam :-)
Rozdzial bardzo ale to bardzo pozytywny. Ogromnie sie ciesze ze nie okazal sie byc pechowa trzynastka!
Michael serio zakochal sie w Ann, bo bez niej szaleje jak glupi.
Oby sie przeszczep udal, trzymam mocno kciuki aby jej organizm sobie z tym poradzil :)
Czekam na kolejne wspomnienie :-)
Pozdrawiam,(Dawniej-Lola)
Buziaki :*
Przepraszam, przepraszam! Och, jestem prawie z tygodniowym poślizgiem, ale... wybaczysz mi, prawda?
OdpowiedzUsuńWspomnienie jest cudowne, a 13 to moja ulubiona liczba :) Uwielbiam Stefana, podobają mi się jego relacje z Michaelem. No i uwielbiam pana idealnego. Wielkie dzięki, przez Ciebie nie będę miała nigdy faceta, bo będę szukała takiego ideału, jakim jest Hayboeck. Najwyżej będziesz odpowiedzialna za moje samotne życie u boku kota.
Michi szaleje bez Ann, szaleje z Ann i szaleje z miłości do Ann.
Jej organizm musi przyjąć szpik, musi być dobrze.
Czekam na kolejny.
Buziaki :*
Och i ach! Ta końcówka skradła moje serduszko *-* Michi, szalejący z miłości, jest taki uroczy.
OdpowiedzUsuńRozdział jest fantastyczny! I wierzę, że może już być tylko lepiej ♡
Przepraszam Cię za takie opóźnienie, ale dużo rzeczy zrzuciło się na moją głowę. Mam nadzieję, że mi wybaczysz ;*
Czekam na ciąg dalszy (najlepiej jak najbardziej radosny) ;*
Buziaki,
British Lady ♡
Cześć :D
OdpowiedzUsuńW końcu udało mi się nadrobić to cudo <3
Piszesz tak niesamowicie, że aż chce się czytać kolejną linijkę i w zasadzie nie spodziewasz się co dalej :)
Jako, że to mój pierwszy komentarz tutaj, to zacznę od tego, że historia jest mega ciekawa. Zdecydowanie wyjątkowy pomysł :) Smutny, ale pokazujący piękną miłość między dwójką tak różnych bohaterów. Dawno nie śmiałam i wzruszałam się podczas czytania historii ;)
Rozdział cudowny i aż chce się więcej. Mam nadzieję, że przeszczep się uda :) Choć podejrzewam, że to nie jest koniec i na pewno coś jeszcze stanie na drodze tej dwójce.
Z niecierpliwością czekam na kolejny <3
Dziękuję za zajrzenie do mnie ;)
Pozdrawiam :*
Ann jest jak delikatny kwiat. Piękna i krucha. Mam nadzieję, że ten przeszczep jej pomoże, że wyzdrowieje i będzie mogła żyć tak, jak na to zasługuje. Bez zamartwiania się o to, co przyniesie przyszłość. Bez powrotów do szpitala. Bez choroby.
OdpowiedzUsuńA Michael jest chłopakiem, jakiego chyba każda dziewczyna chciałaby mieć. Widać jak na dłoni, że Ann zaszła mu za skórę już tak bardzo, że nie potrafi bez niej funkcjonować. Cały jego świat stanowi ona. ;)
Pozdrawiam! ;*