piątek, 29 stycznia 2016

Wspomnienie dziesiąte

Drogi Michaelu!
Wydawało mi się, że lepiej będzie, jeśli nieco ograniczymy nasze kontakty…
Ale wiesz, co?
Lepiej jest, kiedy jesteś obok.
Lepiej jest, kiedy otwieram oczy, a Ty jesteś obok.
Nie słyszałam Twoich słów, ale z całą pewnością moje imię wydobywające się z Twoich ust brzmi pięknie… Najpiękniej na świecie.
Nasze ostatnio spotkanie było fantastyczne. Zapewne moi rodzice już wszystko Ci opowiedzieli, ale chcę, żebyś wiedział to ode mnie.
To było najlepsze spotkanie w całym moim życiu.
Dziękuję.

Twoja Ann.

 


          Wpatrywał się w biały sufit swojej sypialni. W nocy nie zmrużył oka. Cały czas miał w głowie wydarzenia minionego wieczoru. Kiedy tylko zamknął oczy, w głowie pojawiał mu się jej obraz. Obraz ostatnio spędzonych z nią chwil.
         
Jak to możliwe, że taka krucha, z pozoru nieznajoma dziewczyna, tak bardzo zawróciła mu w głowie? Jak to możliwe, że budzi się każdego ranka z chęcią, by wyjść jej na spotkanie. Jak to możliwe, że ledwie się znają, a on ma wrażenie, jakby spotykali się codziennie od kilku lat? Skąd poczucie takiej swobody, gdy są razem? Skąd poczucie takiego bohaterstwa, gdy sprawia, że jej ustaw wyginają się w uśmiechu? Skąd chęć odebrania ciężaru, który spoczywa na jej barkach? Tak. Michael Hayböck wpadł po uszy. Zakochał się w Ann Warmer. W dziewczynie z trzeciego rzędu. W głuchej dziewczynie. W dziewczynie chorej na raka. W dziewczynie, która dodaje mu chęci życia. Tak… to zdecydowanie jej wyjątkowość.
         
Odrzucił kołdrę na bok i siadł na skraju łóżka. Łokcie wsparł  na kolanach, a twarz ukrył w swoich silnych dłoniach. Musiał mocno zacisnąć oczy, by łzy nie wydobyły się na światło dzienne. Oddychał szybko i głęboko. Chciał się uspokoić. Wiedział, że teraz musi obrać twardą skorupę i udać się do szpitala, pokazać, że jest przy niej i że będzie, kiedy tylko będzie go potrzebowała. Z tą myślą spojrzał w okno.
          Za oknem było szaro. Chmury przysłoniły piękne niebo. Wzmógł się dość silny wiatr. Taka pogoda zwiastowała opady deszczu. Czy to przypadek, że pogoda za oknem tak idealnie odzwierciedlała to, co działo się wewnątrz jego głowy? Miał tylko nadzieję, że tak jak w przyrodzie, w jego życiu po deszczu wyjdzie słońce… W jej życiu… W ich życiu…
          Podszedł do okna. Uniósł wzrok do góry. Ponownie przymknął powieki. Nie potrafił powstrzymać łez. Jak miał sprawić, by była silna, gdy on sam nie potrafił? Otworzył oczy i zacisnąwszy ręce w pięść uderzył nimi w ramy okna. Krzyknął z bezsilności. Miał ochotę coś rozwalić. Wiedział jednak, że to nie czas na tego typu akty desperacji. Uchylił okno, by chłodne powietrze zastąpiło duchotę. Chwycił pierwsze lepsze ubrania i zamknął się w łazience.
          Z jeszcze wilgotnymi włosami wsiadł do samochodu. Kiedy wyjechał na drogę i zatrzymał się na pierwszych lepszych światłach musiał wyłączyć radio. To piekielne urządzenie irytowało go jak nigdy wcześniej. Wybrzmiewały z niego jakieś radosne, bezsensowne rytmy, które w ogóle nie pasowały do jego nastroju. O wiele łatwiej było mu skupić się na drodze w ciszy.
          Kiedy przed jego niebieskimi tęczówkami wyrósł duży, biały budynek, nie potrafił zrobić choćby kroku. Zacisnął dłonie i wbił je w kieszenie spodni. Jęknął odchylając głowę do tyłu. Zastanawiał się, jak powinien się zachować. Chciał, żeby się obudziła. Chciał, by zobaczyła, że jest przy niej i mimo wszystko zostanie.
          Przekroczył próg szpitala. Za pulpitem siedziały trzy panie. Jedna z nich odbierała wciąż rozdzwoniony telefon, a dwie pozostałe zajmowały się ludźmi ustawionymi w kolejkę. Nie zwracając większej uwagi na dość zatłoczone, jak na tak wczesną porę korytarze, udał się przed siebie. Założył zielony fartuch i przeszedł przez oszklone drzwi. Państwo Warmer już stali przy szybie i obserwowali swoją córkę.
– Dzień dobry – odezwał się.
– Och. Cześć, Michaelu – Witold uścisnął mu dłoń.
– Co z nią? – wskazał głową na pomieszczenie, w którym znajdowała się Ann.
– Jak na razie bez większych zmian. O dziesiątej mają robić jej kolejne badania. W tak zaawansowanym stadium choroby, wszystko zmienia się z godziny na godzinę – szepnęła kobieta.
         
Zacisnął usta w wąską kreskę i położył dłoń na ramieniu pani Warmer. Odwrócił się do szyby. Po raz pierwszy widział ją w takiej rozsypce. Była blada, niemal przezroczysta. Jej powieki i obszar dookoła nich były sine. Leżała nieruchomo. Jej chude ciało, zrobiło się jeszcze bardziej wątłe. Nie wiedział, że ten widok, wywoła u niego falę paniki. Zastanawiał się, co będzie jeśli ona tego nie przeżyje? Co będzie jeśli jeszcze długo się nie obudzi? Ile można spać?
          Szybko odwrócił się tyłem do szyby, odszedł na kilka kroków i oparł się o chłodną ścianę.
– W porządku? – usłyszał szept Isabel.
          Pokiwał potwierdzająco głową.
– Wiemy, że to nieprzyjemny widok. Nie, my też do niego nie przywykliśmy – jej głos stawał się bardziej wyraźny, jakby podchodziła do niego. – Po prostu już widzieliśmy ten obraz. Możesz być jednak pewien, że za każdym razem czujemy się tak samo jak ty teraz – kobieta wyrosła obok niego.
– Czy ja… – jąkał się. – Czy ja mogę do niej wejść.
          Zlustrował kobietę swymi tęczówkami. Uniosła nieco kąciki ust i pokiwała powolnie głową.
– Możesz. Oczywiście, że możesz. Ann na pewno się ucieszy. Jednak nie możesz być tam zbyt długo, lekarze nie pozwalają na więcej niż piętnaście minut w ciągu godziny.
          Skinął głową na znak, że rozumie każde z jej słów. Popatrzył na nią przez szybę, by po chwili skierować się do szklanych rozsuwanych drzwi. Wchodząc do środka, popchnął je w bok.
         
Do jego nozdrzy uderzył zapach środka do odkażania. Do jego uszu doszedł hałas wytwarzany przez aparatury, do których była podłączona Ann, a do jego napłynęły łzy. Łzy nieszczęścia. Widział ją. Przez szybę wyglądała lepiej. Kiedy dzieliły go od niej tylko metry, zauważył, że wyglądała znacznie słabiej.
         
Chwycił krzesełko stojące obok jej łóżka, przysunął do siebie i bezwładnie na nie opadł. Patrzył na nią przez chwilę. Jej klatka piersiowa to podnosiła się, to opadała. Wyglądała, jakby spała. Bo faktycznie tak było. Uniósł lekko lewy kącik ust. Niepewnie podniósł rękę i chwycił jej dłoń. Była ciepła. Jej skóra była miękka. Nie mógł powstrzymać łez, zebranych pod powiekami. Spłynęły po jego policzkach. Kiedy wyrwał się z zamysłu, pospiesznie je otarł.
– Widzisz jak na mnie działasz? – szepnął, poszerzając uśmiech. – Musisz się obudzić. Przecież ja nie płaczę. Chłopaki nie płaczą.
          Gładził kciukiem jej delikatną dłoń. Była taka chuda, krucha… Wydawało mu się, że pod wpływem większego ścisku kości popękają w mak.
– Musisz się obudzić, Ann… Jestem tutaj i uwierz mi, że będę przez cały czas, ale chcę zobaczyć twoje śliczne oczy, doświadczyć twojego bezgłośnego śmiechu i zetknąć nasze wargi w pocałunku. Musisz być silna, Ann. Jeżeli nie dla mnie, to dla twoich rodziców. Oni bardzo się martwią…
          Mamrotał, jakby był w jakimś amoku. Jak to możliwe? Jeszcze nigdy nie popadł w coś podobnego. Nie spuszczał oka z ciemnowłosej dziewczyny, bezwładnie leżącej na szpitalnym łóżku. Łzy ponownie zaczęły ściekać po jego policzkach, torując sobie drogę, by w końcu kapać na nieskazitelnie czyste białe kafelki.
          Przyłożył dłoń dziewczyny do ust i ucałował jej wierz. W tym momencie, wydawało mu się, że przez jej twarz przeszedł cień uśmiechu. Wytrzeszczył oczy. Serce zaczęło mu bić z podekscytowania. Powtórzył gest. Wtedy był pewien. Lekki, niemal niedostrzegalny uśmiech zagościł na jej twarzy.
– Ann? – zapytał delikatnie. – Ann?
          Łzy i smutek nagle się ulotniły, zostawiając miejsce dla nadziei. Poderwał się z krzesła i spojrzał na nią z góry. Bezustannie gładził jej dłoń i szeptał jej imię. Kiedy zaczęła poruszać powiekami jego uśmiech poszerzy się tak, że zajmował niemal całą twarz.
          Uchyliła powieki, ale po kilku sekundach ponownie je zamknęła. Na jej buzi zagościł grymas. Nie potrafił się nie zaśmiać z tego powodu. Powtarzał jej imię jak mantrę. Ponownie rozchyliła powieki. Rozszerzała je stopniowo ukazując coraz większe zielone oczy. Po chwili jej krągłe tęczówki lustrowały go spojrzeniem.
– Ann… Obudziłaś się – szepnął, zakładając jej kosmyk włosów za ucho.
          Lekko się uśmiechnęła.  Michael odwrócił się do okna. Rodzice Ann stali z przyklejonymi do szyby dłońmi. Patrzyli na niego z niemałym zdziwieniem. Uśmiechnął się do nich i machnął ręką, by natychmiast weszli do środka.
          Nie musiał na nich długo czekać. Niemal wbiegli do środka. Kobieta widząc, że jej córka odzyskała świadomość rozpłakała się, a mężczyzna od razu ucałował jej czoło. Był to najpiękniejszy widok jaki kiedykolwiek mógł doświadczyć.

*

           Przysiadł na ławce przed szpitalem. Chmury nieco się rozstąpiły, by udostępnić miejsce dla jasnych gwiazd. Uśmiechnął się. Spędził cały dzień z Ann. Mimo że nie zamienili ze sobą ani jednego słowa, on nie spuszczał z niej wzroku, a ona posyłała mu dyskretne uśmieszki. Kiedy o tym pomyślał serce trzepotało mu jak oszalałe.
          Nie wiedział jak długo siedział na ławce. Był pogrążony w myślach. W myślach o niej. O Ann. Chciał się podnieść z ławki, gdy usłyszał swoje imię. Odwrócił się w stronę, z której dobiegał kobiecy głos. Zauważył Isabel.
– Złapałam cię jeszcze – westchnęła z uśmiechem. – Proszę, Ann prosiła, żebym ci to dała. Podyktowała mi te słowa, a ja je spisałam… Mam nadzieję, że nie jesteś zły.
          Wyciągnęła rękę, w której trzymała białą, starannie złożoną kartkę. Uśmiechnął się i chwycił korespondencję. Jak mógłby być zły?
– Dziękuję – powiedział.
– Wpadniesz jutro? Myślę, że Ann się ucieszy.
– Oczywiście. 

Nadzieja nie umiera...”


**************
Hej Kochane! ;*
Jak Wam się podoba powyższe wspomnienie?
To już dziesiąte! :o
Jak ten czas szybo płynie! :))
Mnie się ono nie za bardzo podoba...
Ale to Wy jesteście najlepszymi krytykami, więc czekam na Waszą opinię. ;) 

Bardzo chciałam Wam podziękować za tak ciepłe komentarze pod ostatnim rozdziałem. ♥
Co do Waszych blogów, to mimo ferii nie dałam rady wszystkich na bieżąco czytać, dlatego postaram się je jeszcze dziś nadrobić. :) 

Całuję!

PS. Kochane, a jak w Zakopanem? Która z Was była? Jak Wasze przeżycia? :D Opowiadacie! ^^  

piątek, 22 stycznia 2016

Wspomnienie dziewiąte

Drogi Michaelu!
Tak bardzo się boję…
Nie wiem czy to wszystko ma sens…
Boje się, że to będzie za bardzo bolało.
Całuję, Ann.



          Listy nie przychodziły. Telefon nie dzwonił. Wziął się w garść i postanowiła sam napisać. Siedział przy drewnianym stole, oświetlonym małą lampką.  W dłoni trzymał czarny długopis, a przed sobą miał białą kartkę. Zastanawiał się, co powinien jej przekazać. Zastanawiała się, jak skleić wszystkie myśli, które krążą mu po głowie. Przełknął ślinę i chwycił stojący na uboczu kieliszek z czerwoną cieczą. Wziął duży haust wina i przymknął oczy. Przystąpił do spisywania wiadomości. 

Droga Ann!
Tak dawno się nie odzywałaś.
Wiem, że minął niespełna tydzień od naszego ostatniego spotkania, ale Ty nie dajesz jakichkolwiek znaków życia, dlatego się martwię. Nasze listy zawsze są krótkie, ale wiedz, że bardzo mi ich brakuje.
Każdego dnia zaglądałem do skrzynki z nadzieją, że niebawem znajdę w niej kopertę z Twoim pochyłym pismem. Niestety za każdym razem czekało mnie rozczarowanie.
Czy zrobiłem coś nie tak? Czyżbym Cię czymś uraził?
Proszę, odpowiedz.

Całuję,

Michael

          Kiedy zakończył to wyznanie, spojrzał na kartkę. Uśmiechnął się, złożył ją na pół, umieszczając w kopercie. Zaadresował ją i na nic nie czekając włożył buty oraz kurtkę. Wyszedł z domu.
          Wino buzowało mu we krwi. Być może to ono sprawiło, że przelał to wszystko na papier. Był jednak pewny, że przekaże dziewczynie tę kartkę. Nie wycofa się.
          Stanął przed jej domem. Nigdzie nie świeciło się światło. Dom był ciemny. Wyglądał na opuszczony. Zadzwonił domofonem przy furtce, ale nikt mu nie odpowiedział. Ponowił czynność. Znowu nic. Z cichym westchnieniem, umieścił kopertę w skrzynce i zerknąwszy ostatni raz na posiadłość rodziców Ann, odszedł. 

~*~

          Minęły kolejne dni. Nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Nie był w stanie usiedzieć w domu. Niedawno zegar wybił dwudziestą pierwszą. On jednak cały czas myślał o tym, co dzieje się z Ann. Dlaczego mu nie odpisuje? Dlaczego nie ma jej w domu? Może wyjechała? Nie potrafiąc się tak dalej zastanawiać, wstał z kanapy, chwycił kluczki do swojego samochodu i wyszedł z domu. Błyskawicznie znalazł się w miejscu, w którym chciał się znaleźć.
          Wyglądało inaczej niż ostatnio. W kilku oknach świeciło się światło. Wiedział, że ktoś jest w domu. Uśmiechnął się pod nosem i wysiadł z samochodu. Wiedział, że teraz dostanie pożądaną odpowiedź. Zadzwonił dzwonkiem. Nikt się nie odezwał, a furtka zabrzęczała. Pchnął ją i wszedł na teren państwa Warmer. Nim zdążył dojść do ganku domu, drzwi się otworzyły i stanęła w nich dobrze mu znana kobieta.
– Dobry wieczór – powiedział.
– Witaj, Michaelu – odpowiedziała mu posępnie.
– Czy zastałem Ann?
          Kobieta pobladła. Przełknęła ślinę i potarła palcami czoło.
– Ann nie ma w domu – wyszeptała.
          Zdziwił się. Spojrzał na nią spod przymrużonych powiek. Unikała jego wzroku. Patrzyła w deski, na których stali.
– A czy dostała mój list? – upewnił się.
          Pokiwała przecząco głową. Wzięła głęboki oddech i podniosła głowę. Ich spojrzenia się skrzyżowały i dopiero wtedy zauważył, że oczy pani Isabel lśnią od łez. Rozszerzył oczy, czekając na jakieś wyjaśnienia. Kobieta próbowała wziąć się w garść. Po chwili wypuściła powietrze z ust.
– Ann jest w szpitalu.
          Poczuł się, jakby kto uderzył go obuchem w głowę. Zrobiło mi się gorąco, kolana mu zmiękły, a przed oczyma wystąpiły mroczki.
– Ja… Jak kto? – wydukał.
– Dzień po waszym spotkaniu zemdlała. Zabrała ją karetka. Lekarze zrobili szczegółowe badania… Jest źle, Michaelu. Bardzo źle – każde jej słowo stopniowo zamieniało się w cichy szloch, by na końcu zaczęła płakać rzewnymi łzami.
          Nie wiedział, co powinien był zrobić. Przeczesał włosy i odwrócił się do kobiety tyłem. Spojrzał na rozgwieżdżone niebo i przymknął oczy, by nie pozwolić gromadzącym się pod powiekami łzom, wydostać się na wierzch. Odwrócił się do pani Warmer, podszedł do niej i mocno ją do siebie przytulił. Tylko tyle mógł robić. Tylko tak mógł okazać jej współczucie i otuchę.
– Będzie dobrze – szepnął.
          Kobieta odsunęła się od niego i otarła dłonią łzy z policzków. Przytaknęła skinieniem głowy. Ponownie podniosła na niego oczy.
– Nie dopuszczam do siebie innej myśli – szepnęła. – Wejdziesz? – zapytała bardziej stanowcza.
– Nie, nie chcę robić kłopotu.
– Ależ to żaden kłopot. Oboje z mężem jeszcze długo nie zmrużymy oka. Może napijesz się z nami herbaty? Dopiero co zaparzyłam – wskazała na drzwi domu.
         
Bił się z myślami. Czy powinien wchodzić w życie tej rodziny. Czy nie powinien pozwolić, by w spokoju przeżywali to, co przeżywają?  Czy może jednak powinien dzielić z nimi smutek? Przecież był zupełnie obcy. Jednakże szczerość płynąca z oczy kobiety, przekonała go, by przyjął zaproszenie. Zacisnął usta i pokiwał głową. Kobieta gestem zaprosiła go do środka.
– Witoldzie! – zawołała. – Mamy gościa.
          W małym, przytulnym korytarzyku w odcieniu ciemnego beżu wyrósł rosły mężczyzna. Miał ciemne włosy, duże oczy i ten sam odcień skóry, co Ann. Uśmiechnął się do niego i wtedy zauważył, że to po nim córka odziedziczyła uśmiech.
– Witaj, ty pewnie jesteś Michael? Żona wiele mi o tobie opowiadała – wyciągnął przed siebie rękę.
          Hayböck uścisną dłoń mężczyzny i wysilił się na uśmiech.
– Mnie również bardzo miło pana poznać, panie Witoldzie.
– Chodź, zapraszam – gestem wskazał salon. – Isabel zaraz zaparzy dla ciebie herbatę.
          Wszedł  w głąb pomieszczenia. Dominowały w nim odcienie brązu. Ściany były w kolorze kawy z mlekiem, a kanapa i fotele wytworzone z białej skóry, natomiast stolik do kawy oraz komody i reszta mebli wytworzone były z ciemnego drewna. Michael zajął jeden z foteli, widząc, że na stoliku przed sofą znajdują się dwie filiżanki. To zapewne państwo Warmer zajmowali owe miejsca.
          Nie czekał nawet minuty, a obok niego pokazała się matka Ann z filiżanką gorącej herbaty.
– Jesteś może głodny? – chwyciła go za ramię.
– Nie. Dziękuję bardzo – uniósł kąciki ust, ku górze.
         
Usiadła obok męża, który objął ją ramieniem. Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Dla Michaela było to niezręczne milczenie. W głowie kotłowało mu się tyle myśli, tyle pytań… Nie potrafił utrzymać ich na wodzy. Westchnął i spojrzał na kobietę.
– Czy może mi pani powiedzieć, co konkretnie się stało? – zapytał niepewnie.
          Pani Isabel wyprostowała się i przełknęła ślinę. Miała łagodny wyraz twarzy. Była spokojna. Zapewne skończyły jej się już wszystkie zapasy łez.
– Kiedy wróciła z waszego spotkania była taka wesoła, radosna… po prostu szczęśliwa. Aż chciało się na nią patrzeć. Zjadła nawet z nami kolację, co nie zdarzało się często, prawda Witoldzie? – zerknęła na męża, który potaknął głową. – Przeważnie siedziała tylko z nami, skubiąc coś na talerzu. Wtedy tętniła życiem. Była dość zmęczona, więc zaraz po kolacji udała się do swojego pokoju. Następnego dnia była nieco osłabiona. Miała lekkie zawroty głowy, martwiłam się, ale ona powtarzała, że takie są uroki jej wyjątkowości. Mówiła to z takim uśmiechem na ustach – szepnęła, a spod jej powiek pociekły łzy.
          Ciemnowłosa kobieta przymknęła powieki i przyłożyła dłoń do ust, by nie wydobył się z nich żaden odgłos. Wzięła głęboki oddech i uspokajając się, kontynuowała.
– Robiłam właśnie obiad, gdy usłyszałam, że schodzi po schodach. Zrobił kilka kroków i upadła. Rzuciłam wszystko i pobiegłam do niej. Oddychała, ale była bardzo blada. Zadzwoniłam po karetkę. Zjawili się po niespełna kilkunastu minutach. Zabrali ją do szpitala. Poinformowałam o tym męża i od razu do niej pojechałam – mówiąc bawiła się palcami. – Lekarze robili jej serię badań i przez kilka godzin nie widziałam jej na oczy. Pozwolili mi do niej wejść, dopiero, gdy była już na oddziale intensywnej opieki medycznej. Spała. Nadal śpi. Nie odzyskała jeszcze przytomności. Ona potrzebujesz szpiku, Michaelu. A my nie możemy jej go dać – jęknęła, a następnie wybuchła płaczem.
          Nie powinien był pytać. Nie powinien był wtrącać się w ich trudną rzeczywistość. Zrobił to i miał potworne wyrzuty sumienia. Widząc łzy tej kobiety, czuł się, jakby to on, obwieścił im diagnozę odnośnie stanu zdrowia córki. Dopiero teraz, po tych kilku tygodniach znajomości, dowiedział się, że Ann ma nowotwór krwi. Że ma białaczkę. Czuł się z tym bardzo źle.
          Podniósł wzrok na małżeństwo. Kobieta szlochała w koszulę męża, a mężczyzna starał się ją za wszelką cenę uspokoić, gładząc ją po głowie i mocno przyciągając do piersi. Michael miał zamglone spojrzenie.
– Bardzo państwa przepraszam, to było nietaktowne – szepnął niepewnie.
          Kobieta nie odpowiedziała, jednakże jej małżonek zabrał głos:
– Och, nic się nie stało, Michaelu. Masz prawo wiedzieć. Jesteś dla naszej księżniczki bardzo ważny. Uszczęśliwiasz ją. 
         
Nie wiedział czy to dobrze, ale po słowach pana Warmera poczuł się lepiej. Poczuł się jak swego rodzaju bohater z bajek. Uśmiechnął się pod nosem, wyobrażając sobie rozpromienioną migającą na okrągło Ann. Chciałby to widzieć.
– Może lepiej już pójdę – mruknął, wstając z fotela.
– Zaczekaj – poprosiła pani Isabel, podnosząc się z kanapy i podchodząc do komody.
          Leżała na niej biała koperta. Spojrzała na nią niepewnie. Pogładziła koślawe literki na i wzięła haust powietrza do płuc. Drżącą dłonią chwyciła list. Odwróciła się w jego stronę, a na ustach gościł jej subtelny, ale wymuszony uśmiech.
– Znalazłam to obok niej, kiedy zemdlała. Podejrzewam, że chciałaby, bym go wysłała, bo była bardzo osłabiona. Wybacz, że tego nie zrobiłam, ale przez ciąg tych feralnych wydarzeń nie miałam do tego głowy. Twój list do niej mam w torebce, ale dam jej go dopiero, gdy się wybudzi.
         
Chwycił cienką kopertę. Trzymał ją tak delikatnie, jakby miał przed sobą coś bardzo cennego i rzadkiego. Ponownie uniósł kąciki ust i spojrzał na kobietę. Przytulił ją do siebie i wyszeptał ciche „DZIĘKUJĘ”. 


„Lepsza gorzka prawda, niż słodkie kłamstwo”


*******************
Witam, witam, witam! ;*
Jak Wam się podoba powyższy rozdział? :) 
Nie ma w nim Ann, ale mam nadzieję, że zadowolili Was jej rodzice. :) 
Co Wy na tę informację o Ann? 

Kochane, wszystkim Wam, które jadą do na Puchar Świata do Zakopanem życzę udanej zabawy i dalekich skoków! ;) 
Mnie niestety pozostaje telewizor, ale wierzę, że mimo szklanej szyby poczuję te emocje. ♥ 

Całuję!