piątek, 12 lutego 2016

Wspomnienie dwunaste

Drogi Michaelu!
Mimo że nie słyszę, zawsze wiem, kiedy jesteś przy mnie.
Nigdy nie zapomnę Ci tych godzin spędzonych przy mnie, przy moim szpitalnym łożu.
Jesteś najwspanialszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miałam, jakiego kiedykolwiek spotkałam.
Dziękuję za wszystko! 

Twoja Ann 


          Dźwięk telefonu. Wsparł się na łokciu, by chwycić telefon, znajdujący się na nocnej szafce. Cichy jęk wydobywa się z jego krtani, gdy widzi nieznany numer na wyświetlaczu. Położył głowę na poduszkę, przełknął ślinę i w końcu odebrał.
– Tak?
– Michael? – kobiecy głos.
– Przy telefonie – potwierdził, ocierając oczy. 
– Tu Isabell. Matka Ann.
         
Niemal od razu się wyprostował. Znowu to samo. Palpitacja serca.
– Taak? – mruknął niepewnie.
– Wybacz, że dzwonię tak wcześnie, ale… Ann… – jej głos zamarł w słuchawce.
– Co z nią? – ponaglił ją.
– Ann jest w szpitalu. Jeżeli chcesz… jeżeli byś mógł… proszę przyjedź.
          Odrzucił ciepłą kołdrę na bok. Chłodne powietrze w pokoju otuliło jego ciało, wywołując gęsią skórkę. Cały czas mając telefon przy uchu, podszedł do szafy.
– Zaraz będę. Daj mi chwilę – nie zważał nawet na brak odpowiedniego tonu. 

          Rozłączył się i chwycił ciemny T-shirt i granatowe spodnie dresowe przewieszone przez oparcie fotela. Niemal biegiem wparował do toalety. Ubrał się, umył zęby i przeczesał włosy dłonią. Chwycił kluczyki wsiadł do samochodu. 

*

          Ten sam budynek. Ten sam korytarz. Ci sami ludzie. To samo pomieszczenie. Ten sam smutek w oczach państwa Warmer.
– Jestem. Przyjechałem najszybciej jak mogłem – zapewnił.
– W porządku, Michaelu – Witold położył mu dłoń na ramieniu. – Doceniamy,  że tutaj jesteś, mimo że nie musisz.
– Co się stało? – wychrypiał.
– Znowu zemdlała. W nocy szwędała się po kuchni. Słyszałam każdy jej krok. Aż.. aż w pewnym momencie usłyszałam trzask. Wybiegłam z sypialni, a ona leżała na posadzce – szlochała Isabel.
– Jest źle, Michaelu – jęknął mężczyzna.
– Jak bardzo? – szepnął, wbijając wzrok w szybę, za którą leżało bezwładne ciało brunetki.
– Musi natychmiast przejść przeszczep.
          Zrobiło mu się słabo. Obraz się rozmył, a w ustach zrobiło się sucho. Serce przyspieszyło rytm. Uderzyła go fala gorąca. Kolana mu zmiękły. Wziął głęboki oddech. Opadł na wolne miejsce obok kobiety. Wsparł się na łokciach i ukrył twarz w dłoniach. Starał się coś wymyślić, ale nic racjonalnego nie przychodziło mu do głowy. Z Ann jest źle… Z jego Ann… Ona potrzebuje ratunku… Jego myśli krążyły po najciemniejszych zakątkach.
          Kiedy nieco się uspokoił, podniósł wzrok i ponownie zaczął lustrować nieprzytomną Ann. Podniósł się i podszedł do szyby.
– Mogę? – wychrypiał.
– Tak… Ale nie na długo – szepnęła matka dziewczyny.
          Włożył ochronny, zielony fartuch i rozsunął szklane drzwi. Małymi krokami przemierzał dzielącą go odległość. Aparatury umiarkowanie pikały. Ta sama sterylna czystość. Ten sam zapach. Skrzywił się na myśl, że właśnie tak, od jakiegoś czasu wyglądało życie Ann.
          Przysiadł na małym stołeczku, ujął jej chudą dłoń i przyłożył do ust. Zaczął kreślić ścieżkę pocałunków. Całował ją od kciuka, poprzez knykcie, aż do nadgarstka. Nie wiedział kiedy z jego oczu zaczęła wydobywać się słona ciecz. Dopiero, gdy poczuł ją na swoich ustach, zrozumiał, że płacze. Płakał rzewnymi łzami. Jego ciałem wstrząsał szloch. Czy to jest oznaka słabości. Oznaka braku męstwa? Nie. Absolutnie nie. Jest tylko człowiekiem. Nie jest tytanem. Nie jest bezduszną bestią. Jest człowiekiem. Ma prawo do łez. Tak samo jak do uśmiechu. Ma prawo do smutku. Tak samo jak i do radości.
– Proszę… bądź silna. Błagam… – powtarzał jak mantrę.
          Zacisnął mocno powieki, a jej dłoń przyłożył jeszcze bliżej ust, by powstrzymać wydobycie z nich bezsilny szloch. 

*

          Państwo Warmer siedzieli na krzesłach. Mężczyzna obejmował kobietę prawym ramieniem. Ta głowę wsparła na jego piersi i przysypiała. Policzek pana Witolda znajdował się na czubku głowy żony. Oboje cicho pochrapywali. Michael stojąc przy oknie, odwrócił się do dwójki i delikatnie uniósł kąciki ust. Wyglądali na takich kochających. Widział, że się kochają, że siła daję im tę siłę, by walczyć o córkę. Zmartwienie malowało się na ich twarzach nawet podczas snu. Westchnął i podszedł do ojca Ann.
– Panie Witoldzie – poklepał go po lewym ramieniu.
          Mężczyzna zerwał się ze snu. Pokręcił głową i potarł dłonią oczy.
– Tak? – szepnął, sztywniejąc, uświadamiając sobie, że żona śpi na jego piersi.
– Może pojadą państwo do domu? Ja tutaj zostanę.
– Och, nie. Nie, dziękujemy. Posiedzimy tutaj. Nie będziemy cię obciążać – uśmiechnął się niezdarnie.
– To żaden problem. I tak nie mógłbym w domu spać. Posiedzę tutaj, a rano się zmienimy.
          Mężczyzna popatrzył na niego. Następnie spojrzenie skierował na szybę, za którą widać było jego córkę. Wpatrywał się w nią chwilę. Następnym celem była żona. Spała spokojnie, a jej klatka piersiowa powolnie podnosiła się i opadała. Znowu spojrzał na swoje dziecko. Wziął świszczący dech i popatrzył na blondyna.
– Dobrze. Dziękuję, Michaelu.
         
Hayböck skinął głową, wygiąwszy subtelnie usta. Popatrzył jak mężczyzna cicho szturcha swoją żonę i szeptem informuje ją o opracowanym przed chwilą planie. Kobieta nie do końca świadoma tego, co dzieje się dookoła, pokiwała głową i wstała z niewygodnego krzesła, krzywiąc się. Podeszła do chłopaka i mocno go objęła. Ucałowała go w policzek i skierowała się do wyjścia. Pan Witold wymienił z nim uścisk dłoni, zapewniając, że zjawią się z samego rana.
          Michael został sam. Z nią. Z Ann za szybą. Z Ann w szpitalnym łóżku. Z nieprzytomną Ann. 

*

          Za oknami robiło się szaro. Słońce powolnie wyłaniało się zza horyzontu i przemykało za wysokimi drzewami. On siedział w szpitalnej sali. Wiedział, że spędził tam znacznie więcej czasu niż powinien. Nocą kilkakrotnie zaglądała tam młoda pielęgniarka, jednakże nie zwróciła mu uwagi. Uśmiechała się subtelnie i mówiła, że powinien odpocząć, jednakże ani razu nie wyprosiła go z pomieszczenia.
         
Cały czas kurczowo ściskał dłoń brunetki. Chciał dodać jej siły, energii, ale jednocześnie chciał, by ona choćby minimalnym drgnięciem ciała dała mu znak, że niebawem podniesie powieki…. To niemożliwe. Dopiero co wyszła ze szpitala, a teraz znów leży w tym samym pomieszczeniu, w tym samym łóżku, w tej samej ohydnej zielonej pościeli. Westchnął cicho i spojrzał na ekran aparatury. Kompletnie nie znał się na przedstawionych tam parametrach, ale był pewien, że jest to dowód na to, że żyje. Zacisnął usta w cienką kreskę i popatrzył na jej bladą twarz.

*

          – Michaelu! – słyszał. – Michaelu! – ktoś klepał go po ramieniu. – Obudź się, Michaelu!
         
Niepewnie podniósł powieki, a jego oczom ukazała się uśmiechnięta twarz kobiety. Wziął haust powietrza i wyprostował się gwałtownie. Zamrugał oczyma, a następnie je potarł.
– Która godzina? – zapytał zaspany.
– Wpół do ósmej – doszedł go delikatny głos mamy Ann.
– Och…
– Idź się przespać, będziemy tutaj – zza jego pleców wyłonił się pan Warmer.
– A co jeśli się obudzi?
– Zadzwonimy do ciebie – zapewnił.
– Ale ja chcę przy niej być – upierał się.
– Kochany, musisz teraz odpocząć. Byłeś tutaj całą noc. Jesteś wykończony – Isabel podeszła do niego bliżej i położyła mu dłoń na policzku.
          W tym momencie po pomieszczeniu rozszedł się dźwięk przychodzącego połączenia. Witold przeprosił i wyszedł. Wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki telefon i przyłożył go do ucha.
– Zaufaj mi – szepnęła pani Warmer.
          W jego głowie toczył się bój. De facto był zmęczony i ledwo widział na oczy. Spał niespełna trzy godziny. Potrzebna mu jeszcze godzina na regenerację. Przeczesał dłońmi włosy i westchnął.
– W porządku… Pojadę do domu, zdrzemnę się godzinkę, wezmę prysznic i tutaj przyjadę, dobrze?
– Mhm – mruknęła kobieta, a oczy jej zabłyszczały.
– Słuchajcie! – do pomieszczenia wbiegł mężczyzna. – Mamy dawcę! Mamy dawcę! – krzyczał.
         
Michael odwrócił się gwałtownie w strony pani Isabel, która zasłoniła usta rękoma. Podbiegł do niej i chwycił ją w ramiona. Zaczął ją ściskać i całować po policzkach. Kobieta zaczęła płakać. Pan Witold podszedł do niej i zamknął ją w szczelnym uścisku. Michael przysiadł na stołeczku i ujął twarz dziewczyny w dłonie.
– Słyszysz? Będziesz zdrowa – szepnął i musnął jej usta swymi, nie zważając na to, iż jej rodzice znajdują się obok.
          Wpatrywałem się w jej twarz. Oczy szczypały go od zbierających się łez. Jednakże uśmiech nie spełzał mu z ust. Lustrował jej bladą twarz, jakby szukał w niej odpowiedzi na wszystkie pytania. Wypatrzył wówczas drgnięcie lewej powieki.
– Ann? – poderwał się z krzesła.
          Jej rodzice podbiegli do łóżka. Przyłożył dłoń do jej policzka. Wystraszył się, że był to mimowolny skurcz mięśni albo, że najzwyczajniej w świecie wyobraźnia płatała mu figle. Chciał ponownie usiąść na plastikowym krzesełku, gdy przez twarz dziewczyny ponownie przeszedł skurcz. Tym razem zmarszczyła brwi.
– Ann – szepnął, gładząc jej policzek.
          Pani Isabel przyłożyła dłonie do ust, a mąż szczelnie ją objął.
– Ann, słyszysz mnie? – kontynuował blondyn.
          Znowu się skrzywiła. Widział, że chęć otworzenia oczu i spojrzenie na zgromadzone dookoła niej osoby, wymagało od niej wiele wysiłku. Jednak nie dawał za wygraną, wiedział, że dziewczyna za chwilę na niego spojrzy.
– Kochanie – powiedział.
          Jej  powieki stały się mniej ciężkie i lekko się rozchyliły. Ze szczeliny widać było jej zielone oczy. Uśmiechnął się szeroko, a oczy mu zabłyszczały. Ucieszył się, że ją widzi. Ucieszył się, że znowu mógł zobaczyć jej oczy, chociażby przez cienkie szparki pomiędzy powiekami.
– Wszystko będzie dobrze – mówił, mimo że dziewczyna go nie słyszała.
          Pogładził jej włosy i ucałował w policzek. Na usta Ann wdrapał się cień subtelnego uśmiechu. Do pomieszczenia wparowali dwaj lekarze z dwoma pielęgniarkami i poprosili, by natychmiastowo wszyscy opuścili salę. 

Teraz będzie dobrze, nigdy już na gorsze
nie pozmienia si
ę kolejny dzień.”
 
*********************************
Hej Kochane! ;*
Przybywam z kolejną odsłoną wspomnień naszych bohaterów. ^^
Jak Wam się podoba? :) 
Wiem, że być może te ciągłe wizyty w szpitalu są monotonne, ale od samego początku miałam taki zamysł. :) Chciałam byście wczuły się w to, co czuje Michael. :)

A teraz... chciałabym Was PRZEPROSIĆ. :(
Zawaliłam na całej linii. :(
Mam tyle zaproszeń od Was, ale niestety nie jestem w stanie od razu przeczytać wszystkich rozdziałów. :(
Zaległości urosły mi kolosalne, ale obiecuję, że do każdej z Was zajrzę i pozostawię po sobie ślad. :) 
Nie chcę obiecywać, że zrobię to dziś czy jutro, ponieważ nie chcę dawać obietnic bez pokrycia. Ale mimo wszystko obiecuję, że prędzej czy później się zjawię. :)) Jak zawsze. ;* 
Kocham Was! ♥ 

Całuję!

18 komentarzy:

  1. Hejka słońce :*
    Miłość między Michaelem i Ann kwitnie mimo nieszczęścia, jakie ich spotkało. Dzięki Bogu, że znalazł się dawca ^^. Tylko że to jeszcze o niczym nie świadczy, bo dawca jest, ale przeszczep może się nie przyjąć... Nie chcę tutaj krakać czarnych scenariuszy, ale takie jest życie... :( Mam nadzieję, że przeszczep się przyjmie i Ann wyzdrowieje i będą z Michaelem szczęśliwi :)
    Rozdział cudowny *.* Czekam na kolejny.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Znakomicie, że znalazł się dawca... Tylko jeszcze niech przeszczep się przyjmie, błagam, błagam, błagam :D
    Cudowny rozdział, jak zawsze ;)
    Weny ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Po prostu uwielbiam to opowiadanie ♥ Michi jest cudownym chłopakiem i Ann zasługuje na niego w stu procentach. Między nimi jest ogromne zauroczenie i już nie mogę się doczekać, gdy będą razem na dobre i złe. No ale zanim to, to czeka nas jeszcze przeszczep. Mam nadzieję, że się przyjmie i pomoże Ann. Innej opcji nie widzę :)
    Czekam na kolejny rozdział, buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Kochana.
    Kolejny rewelacyjny rozdział.
    Ogromnie się cieszę że znalazł się dawca.
    Mam nadzieję że teraz wszystko już bedzie dobrze.
    Michael jest zakochany na zabój.
    To widać w każdym jego geście.
    Jest oparciem dla rodziców Ann.
    Czekam na kolejny.
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj! ;*

    Brak mi słów...
    Całkowicie się rozkleiłam czytając ten rozdział...
    Ta historia sama w sobie jest przykra, ale zachowanie Michaela dodatkowo mnie wzrusza!

    "Michael przysiadł na stołeczku i ujął twarz dziewczyny w dłonie.
    – Słyszysz? Będziesz zdrowa – szepnął i musnął jej usta swymi, nie zważając na to, iż jej rodzice znajdują się obok. " - rozwaliłaś system! :)

    Mam nadzieję, że organizm Ann nie odrzuci przeszczepu.
    Trzymam kciuki! <3

    A zaległościami się nie przejmuj! Najważniejsze, że jesteś tutaj z nami! ;*
    Do następnego!

    Pozdrawiam, Camille.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kolejny raz się tutaj u ciebie powtórzę :)
    TO JEST PO PROSTU PRZEPIĘKNE ♥
    Za każdym razem mam łzy w oczach <3
    To uczucie, które ich połączyło jest cudowne <3
    Kocham <333
    Czekam na kolejny
    Buziaki :***

    + przepraszam, że dziś tak na szybko :'(

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozwaliłaś system!płaczę :')
    To niesprawiedliwe,co spotyka biedną Ann
    Niedawno wyszła ze szpitala tylko po to,aby do niego szybko wrócić
    Jednak Michi...kochany Michi jest przy niej i ją wspiera,nawet jeśli to tylko miałoby oznaczać tylko i wyłącznie obecność,która na pewno na Ann i jej rodziców działała pokrzepiająco
    Znalazł się dawca!to niesamowite!
    Czuję że wszystko idzie w dobrym kierunku ❤
    Z niecierpliwością czekam na nn💗
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Melduję się i ja!
    Kochana, nie mam pojęcia, jak to robisz, ale piszesz tak cudownie, że nie można się wręcz oderwać od monitora. Jest cudownie! ♥
    Dlaczego życie musi być tak cholernie niesprawiedliwe? Ann jest świetną dziewczyną, a dotyka ją tak wiele złego, tak wiele cierpienia... Nie zasłużyła sobie na to. Ma na szczęście obok siebie kochanego Michaela, który zawsze ją mimo wszystko wspiera i jest przy niej. Ta obecność jest chyba dla niej najważniejsza. Że ma kogoś obok. Ann zasługuje na takiego chłopaka w milionie procentów.
    Strasznie się cieszę, że znalazł się dla niej dawca. Oby teraz było już tylko lepiej. Trzymam za nich kciuki!
    Czekam kochana na kolejne cudeńka ♥
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,hej ;*
    Jestem i opóźnienie nie jest duże więc uznaję to za cud... Ale do rzeczy xD
    Zakochałam się w tej historii i mega się wczułam czytając każdy rozdział. Mało jest takich opowiadane,które aż w takim stopniu mnie wciągają.
    Rozdział jest cudowny ❤
    Czytając płakałam i uśmiechałam sie jednocześnie. Jak dobrze,że dla Ann znalazł się dawca,bo to oznacza,że teraz może być tylko lepiej ❤
    Czekam na kolejne części historii.
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem już jestem
    Tak mi się ten rozdział podoba, że musiałam go parę razy przeczytać *-* ty tak cudowanie piszesz!
    Życie jest okrutne. Tyle nieszczęścia spotyka naszą biedną Ann. Ma jednak przy sobie Michaela. On jest taki kochany. Wspiera ją. Cały czas jest przy niej. I jak widać, działa na nią "pobudzająco" :D
    Jest dawca! Ooo jak ja się cieszę z tego powodu. Teraz może być już tylko lepiej. A raczej taką mam nadzieję.
    Czekam na następny
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej,
    Na samym początku chciałbym Cię przeprosić, że dopiero teraz tu dotarłam, ale już wszystko nadrobiłam i teraz będę na bieżąco. Obiecuję. :)
    Co do wspomnienia.. Po prostu brakuje mi słów. Cudowne! <3 Od samego początku pokochałam tą historię. Piszesz tak pięknie. <3
    Życzę dużo weny i czekam na next <3
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej! ;*
    Na brak emocji nie mam co narzekać. Niby piszesz, że monotonnie, że ciągle tylko szpital. Ale jeśli chodzi o emocje, to nie ma żadnej monotonii. Żadnej. Michael jest kochany i czuły, jak zwykle. Żył się nawet z rodzicami dziewczyny, podziwia ich za walkę o córkę. Spędza przy Ann długie godziny mimo wyczerpania... Jeśli to nie jest prawdziwa miłość, to ja nie mam pojęcia, jak inaczej nazwać to uczucie.
    Cieszę się bardzo, że znalazł się dawca! Trzymam kciuki, by wszystko przebiegło jak należy, a Ann zyskała nadzieję na wyzdrowienie. Tyle trzeba. Nadzieja na początek, a kiedy już zacznie w to wierzyć, do zdrowia pozostanie jeden mały kroczek i trochę czasu. ;)
    Jeden malutki błąd się wkradł.
    "Wpatrywałem się w jej twarz. " - zamieniłaś czas. ;)
    Pozdrawiam i całuję! ;**

    OdpowiedzUsuń
  13. Cześć!
    Nawet przez myśl mi nie przeszło, że częste pobyty Ann w szpitalu mogłyby być monotonne. Tak jest, tak ma być i rozumiem to.
    Trochę inaczej niż zwykle czytało mi się ten rozdział, ale to nie mam nic wspólnego z tym, że inaczej go napisałaś czy coś, tylko niektóre elementy w jego treści były podobne jak w rozdziale, który opublikowałam. I tak jakoś kojarzyło mi się z sytuacją moich bohaterów.
    A teraz chciałabym znowu się pozachwycać Michaelem, ale może już sobie daruję ;-) Gdzie znajdę takiego faceta, jak Michi, którego tutaj stworzyłaś? To tak przy okazji dzisiejszych Walentynek ;-)Przydałby się!
    Ja sobie żartuję, ale trochę nadziei we mnie wstąpiło, że ta historia może mieć jeszcze happy end. Znalazł się dawca!
    Musze się przyznać, że od początku jestem nastawiona na złe zakończenie. Złe? To chyba nie to słowo... Smutne - tak lepiej. Jestem nastawiona na smutne zakończenie ze względu na sam tytuł: "Atak wspomnień" - osobiście kojarzy mi się to negatywnie, natrętne wspomnienia, które niekoniecznie są przykre, ale nachodzą kogoś ciągle i stale wracają,a może ktoś chciałby już przestać myśleć o przeszłości. tutaj wspomnienia mogły wywołać znalezione/ czytane liściki od dziewczyny. Tylko po co Michi je czyta i wspomina? Czy po to, by wrócić do czasów jak się poznali i tyle musieli przejść, by być szczęśliwymi, czy dlatego, że... Ann już nie ma...
    Nie wiem co mnie wzięło na takie przemyślenia, tym bardziej nie wiem dlaczego o tym piszę...
    Wybacz! Mam nadzieję, że ta historia dobrze się skończy :-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej kochana ♥
    Rozdział cudowny, jak wszystkie, które napisałaś! :)
    Smutno się tu trochę zrobiło, to takie cholernie przykre, aż łza zakręciła mi się w oku. Może po części przez to, że samo miejsce źle mi się kojarzy. Może nie byłam nigdy w aż tak beznadziejnej sytuacji jak Ann, ale w dzieciństwie znałam oddział chorób płuc lepiej niż własny domu. Przebywanie w szpitalu jest okropne...
    Ale Michi jest taaaaki kochany, uwielbiam go. To w jaki sposób go wykreowałaś... Za każdym razem mogłabym się nad nim rozpływać.
    Szkoda mi Ann, ale ucieszyła mnie wieść o dawcy. Cudownie! Mam tylko nadzieję, że przeszczep dojdzie do skutku i... skończy się dobrze.
    czekam na kolejny, kochana :*
    Buziaki ♥

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej!
    Po raz kolejny sprawiłaś, że brakuje mi słów. Twoje opowiadanie jest tak cudowne, że mogłabym je czytać w nieskończoność.
    Ten rozdział był poniekąd smutny, ale końcówka dała ogromną nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej. Mam nadzieję, że tak będzie, chociaż sądzę, że jednak jeszcze trochę tutaj namieszasz.
    To słodkie, jak Michael troszczy się o Ann. Widać, że zależy mu na dziewczynie i przeżywa wszystko razem z nią. Poniekąd stał się członkiem rodziny Warmer.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny i dużo weny życzę.
    Buziaki. ;*

    OdpowiedzUsuń
  16. Uffff! Cieszę się, że w końcu udało mi się nadrobić kolejne zaległości. Przepraszam, że tak długo to trwało :)
    Matko, ile tu się dzieje! Nie sądziłam, że Ann jest tak bardzo chora, ale widac, że rodzice bardzo ją kochają.. I na dodatek Michi tak bardzo się przejął.
    Czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń
  17. Hejka. Hejka.
    Tym razem krotko, bo mam jeszcze kilka blogow do nadrobienia.
    Miechael jest taki kovhany *.*
    Ann ma ogromne szczescie ze on jej sie przytrafil. Ciesze sie ze dla Ann znalazl sie dawaca. A ta sytuacja pod koniec rozdzialu mam nadzieje ze dziewczynie nic sie powazniejszego nie stanie
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  18. Skarbie mój kochany...
    Znów nawaliłam, no! Kolejny raz!
    Jest sobota, a ja zjawiam się dopiero pod tym rozdziałem z tamtego tygodnia. Wybacz mi to, ale akurat ostatnie tygodnie spędziłam jedynie przy książce do historii. ;-;
    Przepraszam, przepraszam i przepraszam... Nawet nie wiesz,jak jest mi głupio... ;/
    Ech...
    A rozdział?
    No, ja jestem w nim iście zakochana! <3 Jak w każdym, ale tutaj Ann dostała szansę. I to ogromną szansę od losu. A Michael? Jego reakcja, opis jej oczu, to... no, przynajmniej mnie, chwyciło za serce. Bo każdy ruch, gest, czy mimowolną, wrodzoną postawę, którą prezentuje, objawia miłość do Ann. To właśnie ONA jest połówką jego jabłka. To ona jest dopełnieniem jego duszy. To ona jest jego całym światem, aż wreszcie... to ONA jest NIM. Tak, oni są jedną, spójną całością, a przynajmniej tak mi się wydaje. Czy to nie jest piękne? Nie, to jest jeszcze bardziej... w sumie, nie mogę znaleźć żadnego odpowiedniego przymiotnika, żeby to określić. Nie mam słów i powiem Ci, że moje zaległości mają jeden plusik - nie muszę długo czekać na kolejny rozdział hehe A uwierz, że w tej sytuacji, to jak wygranie życia. :D

    OdpowiedzUsuń