Strony

piątek, 22 stycznia 2016

Wspomnienie dziewiąte

Drogi Michaelu!
Tak bardzo się boję…
Nie wiem czy to wszystko ma sens…
Boje się, że to będzie za bardzo bolało.
Całuję, Ann.



          Listy nie przychodziły. Telefon nie dzwonił. Wziął się w garść i postanowiła sam napisać. Siedział przy drewnianym stole, oświetlonym małą lampką.  W dłoni trzymał czarny długopis, a przed sobą miał białą kartkę. Zastanawiał się, co powinien jej przekazać. Zastanawiała się, jak skleić wszystkie myśli, które krążą mu po głowie. Przełknął ślinę i chwycił stojący na uboczu kieliszek z czerwoną cieczą. Wziął duży haust wina i przymknął oczy. Przystąpił do spisywania wiadomości. 

Droga Ann!
Tak dawno się nie odzywałaś.
Wiem, że minął niespełna tydzień od naszego ostatniego spotkania, ale Ty nie dajesz jakichkolwiek znaków życia, dlatego się martwię. Nasze listy zawsze są krótkie, ale wiedz, że bardzo mi ich brakuje.
Każdego dnia zaglądałem do skrzynki z nadzieją, że niebawem znajdę w niej kopertę z Twoim pochyłym pismem. Niestety za każdym razem czekało mnie rozczarowanie.
Czy zrobiłem coś nie tak? Czyżbym Cię czymś uraził?
Proszę, odpowiedz.

Całuję,

Michael

          Kiedy zakończył to wyznanie, spojrzał na kartkę. Uśmiechnął się, złożył ją na pół, umieszczając w kopercie. Zaadresował ją i na nic nie czekając włożył buty oraz kurtkę. Wyszedł z domu.
          Wino buzowało mu we krwi. Być może to ono sprawiło, że przelał to wszystko na papier. Był jednak pewny, że przekaże dziewczynie tę kartkę. Nie wycofa się.
          Stanął przed jej domem. Nigdzie nie świeciło się światło. Dom był ciemny. Wyglądał na opuszczony. Zadzwonił domofonem przy furtce, ale nikt mu nie odpowiedział. Ponowił czynność. Znowu nic. Z cichym westchnieniem, umieścił kopertę w skrzynce i zerknąwszy ostatni raz na posiadłość rodziców Ann, odszedł. 

~*~

          Minęły kolejne dni. Nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Nie był w stanie usiedzieć w domu. Niedawno zegar wybił dwudziestą pierwszą. On jednak cały czas myślał o tym, co dzieje się z Ann. Dlaczego mu nie odpisuje? Dlaczego nie ma jej w domu? Może wyjechała? Nie potrafiąc się tak dalej zastanawiać, wstał z kanapy, chwycił kluczki do swojego samochodu i wyszedł z domu. Błyskawicznie znalazł się w miejscu, w którym chciał się znaleźć.
          Wyglądało inaczej niż ostatnio. W kilku oknach świeciło się światło. Wiedział, że ktoś jest w domu. Uśmiechnął się pod nosem i wysiadł z samochodu. Wiedział, że teraz dostanie pożądaną odpowiedź. Zadzwonił dzwonkiem. Nikt się nie odezwał, a furtka zabrzęczała. Pchnął ją i wszedł na teren państwa Warmer. Nim zdążył dojść do ganku domu, drzwi się otworzyły i stanęła w nich dobrze mu znana kobieta.
– Dobry wieczór – powiedział.
– Witaj, Michaelu – odpowiedziała mu posępnie.
– Czy zastałem Ann?
          Kobieta pobladła. Przełknęła ślinę i potarła palcami czoło.
– Ann nie ma w domu – wyszeptała.
          Zdziwił się. Spojrzał na nią spod przymrużonych powiek. Unikała jego wzroku. Patrzyła w deski, na których stali.
– A czy dostała mój list? – upewnił się.
          Pokiwała przecząco głową. Wzięła głęboki oddech i podniosła głowę. Ich spojrzenia się skrzyżowały i dopiero wtedy zauważył, że oczy pani Isabel lśnią od łez. Rozszerzył oczy, czekając na jakieś wyjaśnienia. Kobieta próbowała wziąć się w garść. Po chwili wypuściła powietrze z ust.
– Ann jest w szpitalu.
          Poczuł się, jakby kto uderzył go obuchem w głowę. Zrobiło mi się gorąco, kolana mu zmiękły, a przed oczyma wystąpiły mroczki.
– Ja… Jak kto? – wydukał.
– Dzień po waszym spotkaniu zemdlała. Zabrała ją karetka. Lekarze zrobili szczegółowe badania… Jest źle, Michaelu. Bardzo źle – każde jej słowo stopniowo zamieniało się w cichy szloch, by na końcu zaczęła płakać rzewnymi łzami.
          Nie wiedział, co powinien był zrobić. Przeczesał włosy i odwrócił się do kobiety tyłem. Spojrzał na rozgwieżdżone niebo i przymknął oczy, by nie pozwolić gromadzącym się pod powiekami łzom, wydostać się na wierzch. Odwrócił się do pani Warmer, podszedł do niej i mocno ją do siebie przytulił. Tylko tyle mógł robić. Tylko tak mógł okazać jej współczucie i otuchę.
– Będzie dobrze – szepnął.
          Kobieta odsunęła się od niego i otarła dłonią łzy z policzków. Przytaknęła skinieniem głowy. Ponownie podniosła na niego oczy.
– Nie dopuszczam do siebie innej myśli – szepnęła. – Wejdziesz? – zapytała bardziej stanowcza.
– Nie, nie chcę robić kłopotu.
– Ależ to żaden kłopot. Oboje z mężem jeszcze długo nie zmrużymy oka. Może napijesz się z nami herbaty? Dopiero co zaparzyłam – wskazała na drzwi domu.
         
Bił się z myślami. Czy powinien wchodzić w życie tej rodziny. Czy nie powinien pozwolić, by w spokoju przeżywali to, co przeżywają?  Czy może jednak powinien dzielić z nimi smutek? Przecież był zupełnie obcy. Jednakże szczerość płynąca z oczy kobiety, przekonała go, by przyjął zaproszenie. Zacisnął usta i pokiwał głową. Kobieta gestem zaprosiła go do środka.
– Witoldzie! – zawołała. – Mamy gościa.
          W małym, przytulnym korytarzyku w odcieniu ciemnego beżu wyrósł rosły mężczyzna. Miał ciemne włosy, duże oczy i ten sam odcień skóry, co Ann. Uśmiechnął się do niego i wtedy zauważył, że to po nim córka odziedziczyła uśmiech.
– Witaj, ty pewnie jesteś Michael? Żona wiele mi o tobie opowiadała – wyciągnął przed siebie rękę.
          Hayböck uścisną dłoń mężczyzny i wysilił się na uśmiech.
– Mnie również bardzo miło pana poznać, panie Witoldzie.
– Chodź, zapraszam – gestem wskazał salon. – Isabel zaraz zaparzy dla ciebie herbatę.
          Wszedł  w głąb pomieszczenia. Dominowały w nim odcienie brązu. Ściany były w kolorze kawy z mlekiem, a kanapa i fotele wytworzone z białej skóry, natomiast stolik do kawy oraz komody i reszta mebli wytworzone były z ciemnego drewna. Michael zajął jeden z foteli, widząc, że na stoliku przed sofą znajdują się dwie filiżanki. To zapewne państwo Warmer zajmowali owe miejsca.
          Nie czekał nawet minuty, a obok niego pokazała się matka Ann z filiżanką gorącej herbaty.
– Jesteś może głodny? – chwyciła go za ramię.
– Nie. Dziękuję bardzo – uniósł kąciki ust, ku górze.
         
Usiadła obok męża, który objął ją ramieniem. Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Dla Michaela było to niezręczne milczenie. W głowie kotłowało mu się tyle myśli, tyle pytań… Nie potrafił utrzymać ich na wodzy. Westchnął i spojrzał na kobietę.
– Czy może mi pani powiedzieć, co konkretnie się stało? – zapytał niepewnie.
          Pani Isabel wyprostowała się i przełknęła ślinę. Miała łagodny wyraz twarzy. Była spokojna. Zapewne skończyły jej się już wszystkie zapasy łez.
– Kiedy wróciła z waszego spotkania była taka wesoła, radosna… po prostu szczęśliwa. Aż chciało się na nią patrzeć. Zjadła nawet z nami kolację, co nie zdarzało się często, prawda Witoldzie? – zerknęła na męża, który potaknął głową. – Przeważnie siedziała tylko z nami, skubiąc coś na talerzu. Wtedy tętniła życiem. Była dość zmęczona, więc zaraz po kolacji udała się do swojego pokoju. Następnego dnia była nieco osłabiona. Miała lekkie zawroty głowy, martwiłam się, ale ona powtarzała, że takie są uroki jej wyjątkowości. Mówiła to z takim uśmiechem na ustach – szepnęła, a spod jej powiek pociekły łzy.
          Ciemnowłosa kobieta przymknęła powieki i przyłożyła dłoń do ust, by nie wydobył się z nich żaden odgłos. Wzięła głęboki oddech i uspokajając się, kontynuowała.
– Robiłam właśnie obiad, gdy usłyszałam, że schodzi po schodach. Zrobił kilka kroków i upadła. Rzuciłam wszystko i pobiegłam do niej. Oddychała, ale była bardzo blada. Zadzwoniłam po karetkę. Zjawili się po niespełna kilkunastu minutach. Zabrali ją do szpitala. Poinformowałam o tym męża i od razu do niej pojechałam – mówiąc bawiła się palcami. – Lekarze robili jej serię badań i przez kilka godzin nie widziałam jej na oczy. Pozwolili mi do niej wejść, dopiero, gdy była już na oddziale intensywnej opieki medycznej. Spała. Nadal śpi. Nie odzyskała jeszcze przytomności. Ona potrzebujesz szpiku, Michaelu. A my nie możemy jej go dać – jęknęła, a następnie wybuchła płaczem.
          Nie powinien był pytać. Nie powinien był wtrącać się w ich trudną rzeczywistość. Zrobił to i miał potworne wyrzuty sumienia. Widząc łzy tej kobiety, czuł się, jakby to on, obwieścił im diagnozę odnośnie stanu zdrowia córki. Dopiero teraz, po tych kilku tygodniach znajomości, dowiedział się, że Ann ma nowotwór krwi. Że ma białaczkę. Czuł się z tym bardzo źle.
          Podniósł wzrok na małżeństwo. Kobieta szlochała w koszulę męża, a mężczyzna starał się ją za wszelką cenę uspokoić, gładząc ją po głowie i mocno przyciągając do piersi. Michael miał zamglone spojrzenie.
– Bardzo państwa przepraszam, to było nietaktowne – szepnął niepewnie.
          Kobieta nie odpowiedziała, jednakże jej małżonek zabrał głos:
– Och, nic się nie stało, Michaelu. Masz prawo wiedzieć. Jesteś dla naszej księżniczki bardzo ważny. Uszczęśliwiasz ją. 
         
Nie wiedział czy to dobrze, ale po słowach pana Warmera poczuł się lepiej. Poczuł się jak swego rodzaju bohater z bajek. Uśmiechnął się pod nosem, wyobrażając sobie rozpromienioną migającą na okrągło Ann. Chciałby to widzieć.
– Może lepiej już pójdę – mruknął, wstając z fotela.
– Zaczekaj – poprosiła pani Isabel, podnosząc się z kanapy i podchodząc do komody.
          Leżała na niej biała koperta. Spojrzała na nią niepewnie. Pogładziła koślawe literki na i wzięła haust powietrza do płuc. Drżącą dłonią chwyciła list. Odwróciła się w jego stronę, a na ustach gościł jej subtelny, ale wymuszony uśmiech.
– Znalazłam to obok niej, kiedy zemdlała. Podejrzewam, że chciałaby, bym go wysłała, bo była bardzo osłabiona. Wybacz, że tego nie zrobiłam, ale przez ciąg tych feralnych wydarzeń nie miałam do tego głowy. Twój list do niej mam w torebce, ale dam jej go dopiero, gdy się wybudzi.
         
Chwycił cienką kopertę. Trzymał ją tak delikatnie, jakby miał przed sobą coś bardzo cennego i rzadkiego. Ponownie uniósł kąciki ust i spojrzał na kobietę. Przytulił ją do siebie i wyszeptał ciche „DZIĘKUJĘ”. 


„Lepsza gorzka prawda, niż słodkie kłamstwo”


*******************
Witam, witam, witam! ;*
Jak Wam się podoba powyższy rozdział? :) 
Nie ma w nim Ann, ale mam nadzieję, że zadowolili Was jej rodzice. :) 
Co Wy na tę informację o Ann? 

Kochane, wszystkim Wam, które jadą do na Puchar Świata do Zakopanem życzę udanej zabawy i dalekich skoków! ;) 
Mnie niestety pozostaje telewizor, ale wierzę, że mimo szklanej szyby poczuję te emocje. ♥ 

Całuję!

16 komentarzy:

  1. Kolejny raz brakuje mi słów. Kolejny raz to powtarzam, ale taka jest prawda :C
    Nie potrafię nic z siebie wykrztusić :C
    To jest naprawdę przepiękne!!! ♥
    Ujęłaś to tak cudownie, mimo tej okropnej wiadomości... :C
    Przepraszam :C nie umiem nic innego ci tutaj napisać..
    Wspaniałe ♥
    Czekam z niecierpliwością na kolejny <3
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj :*
    Rozdział mimo że smutny :/ bardzo :( to oczywiście jest świetny. Mam nadzieję że Ann wyjdzie z tego cała i zdrowa. Innej opcji sobie nie wyobrażam. Ciekawi mnie co jest w tym liście dla niego. Jej rodzice wydają się naprawdę dobrymi ludźmi. Chcą dla córki jak najlepiej.
    Czekam na następny :(
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!
    No i jestem już tutaj. Przeżywam wciąż szok, bo po przeczytanym przed chwilą tak pozytywnym rozdziale zetknęłam się z zupełnie czymś innym.
    Nawet nie wyobrażam sobie, jak się czuł Michi w tej sytuacji. Ann jest naprawdę poważnie chora i aż strach pomyśleć, co będzie...
    Rodzice dziewczyny są wspaniałymi ludźmi. Przyjęli Michaela, jakby był członkiem ich rodziny. Dostrzegają, że daje radość ich córce i sprawia, że może choć na chwilę poczuć się jak normalna, zdrowa dziewczyna. Szkoda, że chwilę później trzeba zetknąć się z brutalną, fatalną rzeczywistością.
    Tobie życzę udanych ferii i wielu emocji podczas oglądania zbliżających się konkursów, nawet jeśli będziesz oglądać przez szklaną szybę. Nie jesteś sama. Też muszę zadowolić się tylko telewizyjną transmisją. Oby tylko warunki były sprawiedliwe i pogoda nie spłatała figla. Chcę zobaczyć normalnie rozegrane wszystkie serie!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nadrobilam zaległości i już jestem.
    Czytając poprzedni rozdział, nie spodziewałam się, że może nas spotkać taka przykra wiadomość. Nawet nie wyobrażam sobie co musi czuć Michael, a co dopiero rodzice.
    Żal mi go, bo przywiązal się do niej. Czuł się przy niej szczęśliwy, a ona przy nim. Może zrobi badania i okaże się będzie mógł pomóc ? Bo nie wyobrażam sobie, ze zostawi ją po tylu miło spędzonych chwilach. Mam nadzieję, ze zrobi wszystko aby jej pomóc.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i weny życzę.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O ile poprzedni rozdział tętnił szczęściem, ten jest dość posępny i smutny... Współczuję Michaelowi, taka wiadomość na pewno nie jest dla niego łatwa do przełknięcia. Rodzice Ann wcale nie mają lepiej, żadne z nich nie może zostać dawcą szpiku. Mam nadzieję, że Michi poradzi sobie z tym i będzie silnym facetem. Przecież on i Ann przeżyli kilka fajnych chwil i mam nadzieję, że będzie przy niej, bo teraz najbardziej go potrzebuje. Michi musi dać radę, nie ma innej opcji.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny, weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj!
    No wiedziałam. Chyba nawet sama o tym kiedyś wspomniałam. Ona w hospicjum była nie dlatego, że jest głucha. Przecież to było oczywiste.
    To oczywiście smutne. Cierpienie jej rodziców, którzy nie powinni oglądać swojego dziecka w takim stanie. I Michi. Drogi Micheal, dla którego ostatnie dni, tygodnie była bajką. Bo Ann była, jest jak z bajki. Księżniczka, nierealna i piękna.
    Ale bajka okazała się kłamstwem, bo tam nic nie było idealne. Choroba, smutek i cierpienie. No i zobaczymy jak się nasz książę zachowa. Wiem, że cały czas opowiadam o tym, że gdy Michiemu przejdzie pierwsze zauroczenie to pewnie ucieknie. Niech się mylę, ale tak często bywa. Ludzie sobie obiecują, że będą w zdrowiu i w chorobie, w szczęściu i nieszczęściu, a potem okazuje się, że są tylko wtedy gdy jest dobrze.
    A tu do tego świeża znajomość i teoretycznie on nic nie musi. A praktycznie to jesteśmy odpowiedzialni za to, co oswoiliśmy.

    Nie muszę wspominać jak pięknie wszystko opisałaś, bo wiesz o tym.

    Czekam na kolejny rozdział.

    Annie, zapraszam na my--niepokonani.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Melduję się!
    O Boże, kochana, co ty tutaj wyprawiasz... Było tak pięknie, a tu nagle, jak grom z jasnego nieba, wszystko się posypało. Cudowny rozdział, pomimo tego, że jest o wiele smutniejszy niż wszystkie poprzednie, ale... nie wiem, boli mnie serduszko, kiedy czytam o tym, jak Ann cierpi, wiesz?
    Nie spodziewałam się takiej wiadomości, chyba nikt się nie spodziewał, a już na pewno nie Michael. No, jestem strasznie ciekawa, jak się teraz zachowa, ucieknie czy weźmie wszystko "na klatę" i zostanie przy dziewczynie? Bo pewnie nie jeden już dawno by zwinął swoje manatki... Ale oboje przeżyli tyle pięknych chwil, że na pewno zostanie przy Ann i będzie ją wspierał, że jej pomoże. Mam taką cichutką nadzieję.
    Rodzice dziewczyny są cudowni, wspaniali ludzie, którzy mają równie wspaniałą córkę. Na pewno to wszystko jest teraz dla nich najtrudniejszym okresem, ale liczę na to, że z Michaelem cała trójka sobie jakoś poradzi...
    Czekam!
    Kochana, mnie również pozostaje telewizor i dmuchanie naszym chłopakom pod narty :)
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  8. PETARDA!!!
    Kochana, przeczytałam już wczoraj, ale tak... no, zamurowało mnie. Kompletnie nie wiedziałam, co mogłabym napisać. ;o Zatem postanowiłam sobie komentarz zostawić na dziś, ale... szczerze? Mam w głowie jeszcze większą sieczkę hehe :D
    No, cóż... Michael wariuje, kiedy nie ma przy nim Ann. Jakikolwiek kontakt z nią jest dla niego wybawieniem, czymś świętym, boskim, zaspokajającym wszystkie jego pragnienia i potrzeby. Zdziwiła mnie jego odwaga, bo wg mnie odważnym krokiem była wizyta w domu rodziców Ann. Tak na dobrą sprawę, nie znali się za dobrze, ich znajomość nie była tak zaawansowana, a tu proszę... Uczucie go tam zaprowadziło, nic innego...
    A tam...
    Biedna Ann. ;/ Białaczka? Prawdę mówiąc, na początku miałam takie podejrzenia, ale nie sądziłam, że trafię tak celnie. A uwierz, chciałabym, by było to coś innego, mniej groźnego. Ech...
    Szpik... Każdy wie chyba, jak wygląda naprawdę z tym sprawa. Cienko.;/ A Ann go potrzebuje. A Michael doskonale o tym wie. ;/ Może jako skoczek zorganizuje jakąś akcję? Może jakiś apel do ludzi? Takie mam myśli jakoś...
    Jak będzie, to wiesz jedynie Ty, Kochana... ;c
    Rany, nawet nie wiem, co mogłabym napisać więcej tutaj, bo zwyczajnie jest mi przykro z tego, co się tutaj dzieje...

    OdpowiedzUsuń
  9. Już się martwiłam, że Ann tak nagle zmieniła zdanie i postanowiła odsunąć się od Michaela. I z jednej strony cieszę się, że to przez szpital nie dawała znaku życia. A z drugiej jest przecież w szpitalu i jest z nią źle, więc nie potrafię się cieszyć. Biedni jej rodzice. Tak bardzo ją kochają, a nie mogą jej w żaden sposób pomóc. Nie mogą oddać jej szpiku. To pewnie dla nich bolesne, patrzeć jak ich mała Księżniczka jest coraz słabsza.
    Michaelowi też nie będzie łatwo. Ale myślę, że teraz ją lepiej zrozumie. Być może zdecyduje się przebadać? Albo namówi do tego kogoś? Zawsze jest szansa, że znajdzie się dawca, a Ann rozprawi się z chorobą.
    Jestem ciekawa, co takiego Ann napisała w liście do Michaela. Była szczęśliwa po ich spotkaniu, tak powiedziała jej matka. Mam więc nadzieję, że to właśnie zawarła w liście. Że zapewniała Michiego jak bardzo te ich spotkania jej pomagają.
    Pozdrawiam! ;*
    serca-dekalog.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem :)
    No Kochana, nie wiem, czy Ann można zastąpić jej rodzicami, ale jakoś muszę się zadowolić.
    Nie wiem, co napisać. Po prostu mnie zatkało.
    Po samym początku wiedziałam, że coś jest nie tak. Czytając początkowy list, pojawiły się podejrzenia, że może spanikowała i lekko się wycofała, ale coś mi nie pasowało. Czy pomimo tego, iż była szczęśliwa wycofałaby się tylko dlatego, że gdzieś odczuwała strach?
    Chyba raczej nie. Jednak czytając potem co się z nią stało zmartwiłam się.
    Szpital? To na sto procent nie wróży niczego dobrego.
    U Michaela piszącego list dało się doszukać emocji. Pięknych emocji w gruncie rzeczy, ponieważ wyczuwalna była m.in. tęsknota za bliską osobą. Ta dwójka jest dla siebie stworzona!
    No ciężko im żyć bez siebie w pobliżu :)
    A może to właśnie Blondyn odda szpik Ann? Nie wiem dlaczego, ale kiedy już przeczytałam o chorobie i o tym, że rodzice nie mogą być dawcami od razu pomyślałam o nim :)
    Oczywiście chyba nie muszę dodawać, iż rozdział był przecudowny i bardzo szybko się go czytało! ;* Za szybko!<3
    Rozdział niezbyt wesoły, ale być może moje zadowolenie wywodzi się z racji, że Stefan i Michael w Zakopanem zajęli pierwsze i drugie miejsce, dlatego radość mnie wprost rozsadza! :)
    Do kolejnego!
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj Kochana! <3
    Na samym początku chciałabym przeprosić Cię za opóźnienie :(
    Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz.

    Przyznam się, że tego typu opowiadania czytam bardzo rzadko.
    Jestem wolontariuszką i przez długi okres czasu odwiedzałam osoby na oddziale onkologii dziecięcej.
    Widzieć ból i bezsilność( nie tylko w oczach) rodziców, którzy walczą o zdrowie własnego dziecka to... nie ma takich słów aby to opisać. A co dopiero być na miejscu rodziców...

    Wybacz, że tak tutaj zasmuciłam xd

    Bardzo niewiele opowiadań oddaje, aż tyle emocji, co Twoje.
    Ann i Michael <3
    Michi faktycznie tutaj jest bohaterem z bajki, stał się oparciem nie tylko dla Ann, ale również dla jej rodziców.
    Sądzę, że Ann znajdzie przy boku Michaela dużo miłości i bezpieczeństwa :)

    Zajrzałam także do Olivii i Stefana! <3
    To kolejne cuuuuuudo x1000! <3 <3 <3

    Kochana, z pewnością tutaj zostaję! :D
    Trzymaj się!

    Pozdrawiam, Camille

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiedziałam, czułam, że coś będzie nie tak xd
    Współczuję tym bardziej rodzicom Ann, bo to przecież ich dziecko i nie wyobrażam sobie przeżywać czegoś takiego... Ale wszystko się ułoży prawda? Musi
    Świetny rozdział :*
    Weny ❤

    OdpowiedzUsuń
  13. Z góry przepraszam,że dopiero teraz komentuję,bo miałam zrobić to w piątek,ale zabiłam swój telefon (R.I.P) i komentuje na komputerze :(
    Coś czułam,że nie może być tak wspaniale przez cały czas,ale nie spodziewałam się tego...choroba.Białaczka...Tak to jeszcze nie wyrok,ale stan Ann nie wygląda za ciekawie.Liczy się każdy dzień.
    Michael.Czy tylko mi się wydaje,że może być dawcą szpiku dla Ann?Pierwsze co nasunęło mi się na myśl.
    Rozdział bardzo smutny :( Mam nadzieję,że w kolejnych wszystko pójdzie w dobrą stronę,ale Ty uwielbiasz zaskakiwać i to w Tobie kocham <3
    Do jubileuszowego 10 (tak ja tylko jubileuszy szukam :P),weny i buźki :***

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo przepraszam Cię za moje zaległości, ale dziś już jestem z nadrobionymi zaległościami ! Zbieram się na komentarz, ale nie potrafię chyba niczego zebrać w zdanie. Rozdział bardzo smutny. Białaczka? To choroba , która zabiera najwięcej osób i z którą ciężko walczyć, ale nie staje się od razu na straconej pozycji. Mam nadzieje, że Ann wyzdrowieje. Trzymam za Nią mocno kciuki.
    Widać, że Michiemu mocno zależy na dziewczynie. Widać to i to jest tak mocno kochane.
    Dziękuję za tą historię ! Na prawdę ! Czekam na kolejny i życzę dużo weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej, kochana.
    Wiesz, że znów mnie nie powiadomiłaś? Ale wybaczam Ci to, bo podarowałaś nam ten cudowny rozdział.
    No i co ja mam powiedzieć? Jej, tak mi smutno i przykro. Ann jest cudowna, dlaczego ona?
    A Michi już dawno przepadł, na samym początku tej znajomości. Tak samo szkoda mi jego, jak i jej.
    Czekam na kolejny i całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  16. Ann ma białaczkę?! Matko...
    Kochana rozdział cudowny choć smutny... uwielbiam smutne rozdziały nie wiedzieć dlaczego! Nieważne... Lecę nadrabiać kolejne rozdziały! ;*

    OdpowiedzUsuń