Strony

piątek, 22 kwietnia 2016

Czas zacząć żyć teraźniejszością

          Odłożył ostatni list do pudełka. Oczy szczypały go od łez. Pamiętał ją. Tak wyraźnie. Pamiętał każdy centymetr jej ciała. Pamiętał dźwięk jej jęku rozkoszy. Pamiętał jej słodki zapach. Zamknął powieki, by żadna z nagromadzonych łez nie ujrzała światła dziennego.
          
Przeczesał włosy dłońmi i zacisnął usta nie chcąc, by szloch wydostał się z jego gardła. Uniósł głowę, a otwierając oczy spojrzał na wiszące na  przeciwległej ścianie zdjęcie. Ich zdjęcie. Zdjęcie zrobione w szpitalu. Niewyraźna fotografia przedstawiała Ann trzymającą w ramionach ich córkę, a także jego obejmującego żonę.
          
Spuścił wzrok na pudełko. Wyjął z niego kilka zdjęć. Wszystkie jakie miał. Przedstawiały ich dwoje. W różnych momentach życia. Kilka ostatnich jednak przypomniało mu jego najgorszy, ale zarazem najpiękniejszy okres w życiu. Były to zdjęcia, które zrobił jej w szpitalu. Jej uśmiech, gdy trzymała córkę, wydawał mu się tak wyrazisty, jakby widział go wczoraj.
          
Złota obrączka na jego palcu zalśniła. Dotknął jej. Była oznaką ich miłości. Była wspomnieniem o Ann.
          
Zamkną ponownie oczy i przytoczył sobie słowa, które Ann wymigała w szpitalu:

Jeżeli coś mi się stanie, nie szukaj mnie. Bądź szczęśliwy. Bądź dobry dla Ann. Kochają ją najbardziej na świecie. Znajdź sobie kobietę. Ale nie szukaj mnie. Nie szukaj mnie w innych kobietach. Nie szukaj mnie w martwych przedmiotach. Ja tutaj będę. Zawsze. Blisko ciebie. Blisko Ann. Blisko was.

          Samotna łza spłynęła po jego policzku. Po raz ostatni spojrzał na złotą obrączkę. Uśmiechnął się smutno, a następnie zdjął ją z palca.
          
Nie. Nie chciał zapomnieć o Ann. Jej nie da się zapomnieć. Była wyjątkowa. Prosiła, by jej nie szukał, a nie potrafił tego nie robić, kiedy na jego palcu spoczywał złoty krążek. Wciąż przypominał mu o tym, jak była wspaniała i jak ważną częścią jego życia była...
          
Nie chciał o niej zapomnieć. Chciał po prostu, by wspomnienia z nią związane w końcu przestały być tak bolesne. Chciał, by rany, jakie pozostawiła po sobie, najwspanialsza kobieta w jego życiu, w końcu się zasklepiły.
          
Miał Ann i musiał myśleć tylko i wyłącznie o niej. Jak miał zbudować jej ciepły i bezpieczny dom, jeśli nie potrafił uporządkować swoich wewnętrznych problemów?
          
Włożył obrączkę do pudełka i powolnie zamknął jego wieko. Westchnął głęboko, przesunął dłońmi po twarzy i usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. 
– Tatusiu! – dobiegł go głos małej Ann.
– Co jest, szkrabie? – zapytał, chwytając ją w ramiona.
– Byłam z ciocią Veronicą u mamusi na cmentarzu i wiesz kogo tam spotkałyśmy? – mówiła z przejęciem.
– Kogo? – powiedział z takim samym przejęciem.
– Babcię Isę! Zaprosiła nas na herbatę i miała pyszne ciasto w domu! Dziadek Witek bawił się ze mną w ogrodzie! – relacjonowała.
– No to super, co? – wziął ją na ręce i zdjął czapeczkę.
– Mhm – pokiwała energicznie głową.
          
Zaczął rozwiązywać szalik, oplatający szyję córeczki, gdy do salonu weszła blondynka. Jej loki sięgały ramion, a oczy były niebieskie, jak wiosenne niebo. Usta miała wąskie i czerwone. Była niewysoka i szczupła. Uśmiechnęła się na widok Michaela, trzymającego na rękach Ann. – Hej Kochanie – powiedziała, podchodząc do nich.
– Cześć, Skarbie – odpowiedział i ucałował ją w policzek.
– Jesteś głodny? Zaraz zrobię, coś do jedzenia.
– Pewnie – uśmiechnął się. 
          Veronica skierowała się do kuchni, a mała Ann pobiegła za nią.           Wziął ciemne pudełko do rąk i odniósł je na miejsce. Ostatni raz przetarł dłonią jego wieczko.           Nigdy nie pozwoli, by Ann zapomniała o swojej mamie, po prostu CZAS ZACZĄĆ ŻYĆ TERAŹNIEJSZOŚCIĄ. 

„Chcę się ciebie trzymać
Tak jak wspomnie
ń, których nie mogę cofnąć
Chc
ę się ciebie trzymać
A bez ciebie tu troch
ę ciężko tego dokonać

********************
Witajcie! :) 
Tak oto zjawiam się z końcem tej historii. :)
Jak Wam się podoba? 
Nie ukrywam, że mam łzy w oczach i usilnie staram się, by nie spłynęły po moich policzkach. :) 
To opowiadanie bardzo wiele ode mnie wymagało. Wszystkie wspomnienia pisałam bardzo starannie i wkładałam w nie wiele serca, choć nie zawsze spełniały one moje oczekiwania. :) 
Każdy komentarz, który tutaj zostawiłyście był motywacją. 
Każda obserwacja była natchnieniem. 
Każde wyświetlenie było nadzieją. 
Niesamowicie Wam za to dziękuję! ♥ 
Gdyby nie Wy, to co robię nie miałoby najmniejszego sensu. :') 
Każde ciepłe słowo, które przeczytałam w komentarzach sprawiało, że mój uśmiech poszerzał się do niewyobrażalnych rozmiarów. Sprawiałyście, że moje serce miękło, a w oczach pojawiały się łezki radości. ♥
DZIĘKUJĘ! 
Zastanawiam się czy są tutaj takie osoby, które czytały te moje wypociny, ale nie komentowały... Jeżeli są tutaj takie duszyczki, proszę ujawnijcie się pod tym epilogiem. :) Napiszcie choćby małą kropkę czy przecinek. :* 
Jak to napisał kiedyś William Szekspir:
Jak fale morskie ku piaszczystym brzegom, tak nasze chwile dążą ku końcowi.
Tak właśnie jest. To już koniec wszystkich chwil Ann i Michiego. 
To opowiadanie jest już historią, która bardzo głęboko siedzi w moim serduszku. ♥ 

Jeżeli jeszcze nie macie mnie dość, chciałabym zaprosić Was na: Każdy ma swój własny skrawek nieba. Nie wiem czy spodoba się Wam to opowiadanie, ale może po przeczytaniu kawałeczka coś Was zachęci? :) 
W każdym razie serdecznie zapraszam. ♥ 

Jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję, ze tu byłyście, komentowałyście, obserwowałyście i tak ciepło przyjmowałyście każde wspomnienie! ♥ 

Wasza Kolorowa Biel ♥

piątek, 15 kwietnia 2016

Wspomnienie dwudzieste

Michi!
Wiem, że nie zawsze będziesz przy mnie, ale wiedz, że ja zawsze będę przy Was.
Jesteście całym moim szczęściem.
Jesteście najlepszym, co mnie w życiu spotkało.
Nigdy w życiu nikogo nie kochałam tak bardzo jak Ciebie.
Bądź szczęśliwy.
Nie szukaj mnie.

Kochająca Cię, na zawsze Twoja Ann

          Siedzieli w salonie. Michael przygotował kolację przy świecach. Chciał zabrać dziewczynę na kolację do wykwintnej restauracji, ale ta jednak nie była w najlepszej kondycji. Postawiona ponad miesiąc temu diagnoza sprawiła, że Ann nieco przygasła. Jednakże nadal była pełna nadziei.
          
Patrzył na nią z podziwem. Jej delikatnie uśmiechnięta twarz oświetlona blaskiem świec, wydawała się być jaśniejszy od gwiazd. Włosy przełożone przez lewe ramię dodawały jej kokieterii. Zwiewna sukienka, pod którą skrywał się okrągły brzuszek, dodawał uroku. Mógłby tak na nią patrzeć godzinami. Jednakże przyszedł czas na ostateczne kroki.
          
Zaczął kreślić w powietrzu znaki. Wytrzeszczyła oczy, a jej usta rozchylił się w wielką literę „O”. Migał.
          
Nie mogła w to uwierzyć. Nauczył się języka migowego? Dla niej? W oczach wezbrały jej się łzy. Tama puściła, kiedy zorientowała się, o co pytał blondyn. Zasłoniła usta dłońmi, a on przyklęknął przed nią. Wyjął czerwone pudełeczko z małej kieszonki umieszczonej wewnątrz marynarki i otworzył je.
          
Jej zielonym oczom ukazał się złoty pierścionek z białym kamieniem. Był skromny, ale piękny. Dla niej najpiękniejszy na świecie. 

*

          Ciemne loki okalały jej blada twarz. Była słaba, ale wyglądała tak pięknie, jak jeszcze nigdy wcześniej. W białej sukni i z bukietem czerwonych róż, wyglądała olśniewająco. Kochał ją. Kochał każdą cząstkę jej ciała. Kochał wszystko, co było z nią związane. Chciał, by ta chwila trwała w nieskończoność. 
– Ja Michael, biorę ciebie Ann za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
– Ja Ann, biorę ciebie Michaelu za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę, aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
          
Usłyszeli szloch matek. Mamy Ann i mamy Michaela. Rodzice oraz Stefan byli ich jedynymi gośćmi w tym pięknym dniu. Byli szczęśliwy, że mają przy sobie wszystkich najbliższych. 

*

           Z każdym dniem była słabsza. Leki osłabiały jej odporność, więc łapała przeziębienia. Dziecko spoczywające w jej łonie z dnia na dzień rosło i odbierało jej coraz więcej siły, lecz mimo to, ona każdego dnia budziła się z promiennym uśmiechem na twarzy.
          
Blada leżała w ich sypialni na wielkim łóżku. Okryta była satynową pościelą, a jej klatka piersiowa miarowo podnosiła się i opadała. Wyglądała tak niewinnie i bezbronnie.
          
Obserwował ją, wsparty ramieniem o futrynę drzwi. Martwił się o nią, jednakże dość duży ciążowy brzuch sprawił, że lekko się uśmiechnął. Wierzył, że wszystko dobrze się skończy. Wierzył, że po porodzie Ann odzyska siły i rozpocznie leczenie.  

*

          Oglądali wspólnie film. Głowa Ann spoczywała na kolanach blondyna. Oboje trzymali ręce na dziewięciomiesięcznym brzuchu dziewczyny. Michael drugą dłonią gładził jej włosy i okręcał luźne kosmyki dookoła swych palców.
          
Nagle dziewczyna gwałtownie się poruszyła. Zaniepokojony Hayböck popatrzył na nią. Jęknęła i chwyciła się obiema dłońmi za brzuch. 
– Ann?! – krzyknął.
– Zaczęło się – wymigała.

*

          Trzymał ją za dłoń. Męczyła się. Krzyczała. Płakała i śmiała się. Wiedział, że ta chwila kosztuje ją bardzo wiele. Wiedział też jednak, że kiedy to się skończy, będą najszczęśliwszymi ludźmi pod słońcem. 
– Ostatni raz – usłyszał głos położnej.
          
Poklepał ją po dłoni, by dać sygnał. Ann mocno ścisnęła jego rękę, a następnie do jego uszu dobiegł najpiękniejszy dźwięk na świecie. Uśmiechnął się i spojrzał na swoją żonę. 
– Już po wszystkim. Byłaś bardzo dzielna – wymigał.
          
Dobiegł go kolejny, donośniejszy płacz dziecka. 
– Gratuluję, mają państwo piękną, zdrową córkę – oznajmiła kobieta.
          
Popatrzył na Ann i uśmiechnął się szeroko.
– Mamy córkę! – migał energicznie.
          
Uśmiechnęła się i osunęła nisko. Była wykończona.           Jego rodzice wraz z teściami i Stefanem czekali za drzwiami. Kiedy wyszedł, wszyscy podnieśli się z zimnych, plastikowych krzesełek.
– Mam córkę! Mamy córkę! – krzyczał. 
          Wszyscy wydali z siebie radosne okrzyki. Jego matka wpadł w ramiona ojcu, Isabel popłakała się w ramionach Witolda, a Stefan mocno go przytulił.
– Gratuluję, stary – powiedział, klepiąc blondyna po plecach. 

*

          Wszedł do sali, w której leżała. Kiedy zobaczył ją trzymającą w dłoniach ich córeczkę, serce zabiło mu mocniej. Powolnie wszedł do środka i przysiadł na krzesełku obok łóżka. Ann wpatrywała się w śpiącą dziewczynkę bardzo intensywnie. Uśmiech nie schodził z jej twarzy. Ucałowała ją delikatnie w policzek i odwróciła się do męża. Wysunęła nieco ręce chcąc podać mu owoc ich miłości. Zawahał się, lecz gdy Ann wymownie się na niego spojrzała, uśmiechając się szeroko, nie potrafił odmówić.          Chwycił tę kruszynkę najdelikatniej jak potrafił. Nie chciał zrobić jej krzywdy. Uśmiechnął się, gdy dziewczynka wydała z siebie dźwięk. Popatrzył na jej matkę. Szczerzyła się szeroko patrząc na ich dwójkę. 
– To nasz największy skarb – wymigała.           Oddał dziecko w ręce żony i wyprostował się. Zaczął kreślić znaki w powietrzu. 
– Czy możemy nadać jej Twoje imię? – zapytał.
          
Ciemnowłosa wstrzymała powietrze. Popatrzyła na niego z paniką. Uśmiechnął się do niej. Spuściła wzrok na spoczywającą w jej ramionach kruszynkę. Uniosła delikatnie kąciki ust, popatrzyła na Michaela i pokiwała twierdząco głową. 
– Witaj w rodzinie Hayböcków, Ann – powiedział i wykreślił w powietrzu, by Ann miała pewność co mówi.

*

          Było późno. Mała Ann spała w łóżeczku. On siedział przy szpitalnym łóżku żony.  
– Zaczynam wierzyć, że wszystko idzie ku dobremu – wymigał. – Dojdziesz do siebie i zaczniesz wzmocnioną terapię. Wyzdrowiejesz. Wyzdrowiejesz i będziemy szczęśliwą rodziną. Ja, ty i Ann.           Uśmiechnęła się słabo. Miała zaczerwienione oczy, a twarz koloru białej kartki. 
– Chciałabym w to wierzyć – odpowiedziała migając.
– Ja wierzę. Jestem o tym przekonany. 
– Michi – zawahała się. – Chcę, żebyś mnie nie szukał.
          
Uniósł znacząco brwi. Nie rozumiał o co jej chodzi. Westchnęła i ponownie zaczęła kreślić znaki. 
– Jeżeli coś mi się stanie…
– Stop! – przerwał jej gestem. – O czym ty mówisz? Nic ci się nie stanie.
– Pozwól mi dokończyć, Kochanie – kontynuowała. – Jeżeli coś mi się stanie, nie szukaj mnie. Bądź szczęśliwy. Bądź dobry dla Ann. Kochają ją najbardziej na świecie. Znajdź sobie kobietę. Ale nie szukaj mnie. Nie szukaj mnie w innych kobietach. Nie szukaj mnie w martwych przedmiotach. Ja tutaj będę. Zawsze. Blisko ciebie. Blisko Ann. Blisko was. I chcę, żebyście byli szczęśliwi. Razem. Ale chcę, żeby Ann wiedziała kim byłam, dlatego… czy możesz wyjąć ją z łóżeczka, podać mnie i zrobić nam zdjęcie? Chcę, by miała jakąś pamiątkę po mnie.
          
Patrzył na nią spod łez, które zebrały się w jego oczach. Kręcił z niedowierzaniem głową.
– Po co? – zapytał. – Po co pamiątka? Będziesz żyć! Będziesz żyć, Ann! Rozumiesz?! – migał rozpaczliwie.
– Michaelu, proszę… Nie utrudniaj tego.
          
Z jej oczu pociekły łzy. Przeczesał dłońmi włosy. Wstał, podszedł do małej dziewczynki i delikatnie wziął ją na ręce. Podszedł do Ann, zwinnie podając jej córkę. Kiedy tylko zobaczyła swoje dziecko, jej usta wygięły się w szerokim uśmiechu. Przytuliła swoją córkę, ucałowała w policzek i szeroko uśmiechnęła się do aparatu w telefonie Michaela.
          
Kiedy zrobił im kilka zdjęć, kiwnęła do niego głową, zapraszając go obok. Wskazała na telefon. Zrobił im zdjęcia. Rodzinna sesja w szpitalu...

*

          Ann zmarła kilkanaście dni później. Poród bardzo wyczerpał jej organizm. Leki, które pozwalano jej zażywać podczas ciąży i zaraz po niej były niewystarczające. Wtedy rak zaatakował. Nie miała szans. Jej ciało uległo autodestrukcji.          Zostawiła go. Zostawiła Ann. Zostawiła ich dwoje. Jednakże nie zostawiła ich samych. Mieli siebie nawzajem. Siebie i swoją miłość. Michael kochał Ann ponad wszystko i wierzył, że córka kocha jego.          Wiedział, że jego żona bardzo chciałaby być z nimi. Jednakże ktoś powierzył jej inną rolę. Odeszła od nich, by pełnić funkcję ich Anioła Stróża.

„Nie ma potrzeby, żebyś odszedł i zdmuchnął świeczkę
Bo masz jeszcze tyle do zrobienia
Jeste
ś o wiele za mł
ody
A najlepsze dopiero nadejdzie”

**************************
Witajcie Kochane :* 
Tak oto dobrnęłyście do końca ostatniego rozdziału? :) 
Jak Wam się podoba? 
A może się nie podoba? :) 
Jestem bardzo ciekawa Waszych odczuć... ;) 

W przyszły piątek zjawiam się z epilogiem... 

Całuję! 

PS. Nie chciałam dodawać nic więcej, ale muszę powiedzieć, że w ten weekend na bloggerze będzie mnie zdecydowanie mniej, więc pod większością Waszych rozdziałów pojawię się w przyszły weekend. :( Szkoła powoli mnie zabija... Wybaczcie. ;( ;*

piątek, 8 kwietnia 2016

Wspomnienie dziewiętnaste

Drogi Michaelu!
Zawsze zastanawiałam się, co czuje kobieta, nosząca pod sercem dziecko.
Teraz doskonale znam odpowiedź na to pytanie.
Pod moim sercem spoczywa skarb. Największy i najpiękniejszy skarb mojego życia.
Dar od Boga, który zawsze będzie nas kochał.
Dar, który zawsze będziemy kochać my.
Byłam przeszczęśliwa kiedy byłeś przy mnie, podczas tego pięknego doznania.
Dziękuję, że byłeś przy mnie, kiedy lekarz stawiał diagnozę.

Zawsze Cię kochająca, na zawsze Twoja Ann



          Leżeli na ogromnym łóżku w sypialni domu Michaela. Jakiś czas temu Ann przeprowadziła się do blondyna. Jednakże nic się nie zmieniło. Nadal się kochali. Nadal się szanowali. Nadal wymieniali się listami. Michael czasami znajdował je na swojej poduszce lub przy śniadaniu. Ann odnajdowała je niezmienne w skrzynce.
          
Michael mocno ją do siebie przytulał. Raz po raz skradał pocałunki z jej ust. Ona szeroko się uśmiechała. Była szczęśliwa. Wielokrotnie mu to powtarzała. On poczuwał się zwycięzcą, będąc świadom, że uszczęśliwia najważniejszą kobietę w swoim życiu.
          
Rodzice Ann przez pierwsze dwa tygodnie w ogóle go nie oszczędzali. Wypytywali go o to, jakie plany ma względem ich córki. Isabel prosiła go o pomoc w domowych czynnościach, chcąc mieć pewność, że nie wszystko będzie na głowie jej córki, a Witold sadzał go przed telewizorem i kazał oglądać mecze, chcąc przekonać się, co do jego rozeznania w świecie futbolu. Chciał mieć pewność, że Michael jest stuprocentowym mężczyzną.
          
Raz po raz szeptał coś do niej. Ona odpowiadała wiadomościami. W pewnym momencie chwycił telefon i napisał:

Od Michael:
Mogę o coś zapytać, Kochanie?


          Uśmiechnęła się do niego szeroko i skinęła głową. Wystukał, więc pytanie. 

Od Michael:
Dlaczego nie mówisz?


          Kiedy odczytała wiadomość, zmieszała się. Widząc niepewność w jej zachowaniu, dopisał pospiesznie

Od Michael:
Znamy się tak długo, a Ty nadal mi tego nie powiedziałaś. Nie chciałem Cię urazić, po prostu jestem ciekaw.


          Dość długo patrzyła w ekran swojego telefonu. Podniosła wzrok, położyła dłoń na jego policzku, delikatnie pocierając go kciukiem, a następnie chwyciła telefon w dłonie. 

Od Ann:
Kiedy byłam mała dzieciaki w przedszkolu wyśmiewały się z tego, że czasami mówiłam za głośno. To nie było tak straszne, jak te wszystkie obraźliwe słowa, gdy mówiłam o czymś innym niż one. Ja po prostu nie zawsze dobrze wyczytywałam słowa z ich ust. Oni nie wiedzieli, że nie słyszę, więc nazywali mnie dziwolągiem. Od tamtej pory nie mówię.


          
Zrobiło mu się głupio. Nie wiedział, że z tym, iż nie mówi, wiążą się tak niemiłe i bolesne dla niej wspomnienia. Wiadomo, że dziecko widzi problem bardziej wyolbrzymiony, ale kto znosiłby tyle przykrych słów? Niejednokrotnie dorośli nie potrafią sobie z tym poradzić, a co dopiero bezbronne dziecko, które dopiero co uczy się życia? 

Od Michael:
Przepraszam. To było niestosowne.


          Ann wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się. Położyła dłoń na policzku blondyna, wsparła się na łokciu i namiętnie go pocałowała. Trwali w pocałunku dobrą chwilę, stopniowo go pogłębiając, gdy nagle dziewczyna gwałtownie się odsunęła. Popatrzył na nią pytająco. Pospiesznie przyłożyła jego dłoń do swojego pięciomiesięcznego brzucha. Dziecko dawało o sobie znać. Wspólnie poczuli jego ruchy.
          
Oboje spojrzeli po sobie. Ich oczy były wielkości piłeczek ping-pongowych, a uśmiechy szerokie od ucha do ucha. Przez kolejne kilkanaście sekund czuli pod swoimi dłońmi subtelne ruchy ich malucha.
          
Kiedy ruchy ustały, dziewczyna wtuliła się w tors blondyna. Pocałował ją w głowę i przyciągnął ją do siebie jeszcze mocniej. 

*

          Siedziała w jego objęciach. Czuła się taka szczęśliwa. Czuła jego podnoszącą się i opadającą klatkę piersiową. Czuła jego zapach. Uśmiechnęła się szeroko. Wyjęła telefon z kieszeni swoich dresowych spodni.

Od Ann:
Nawet nie wiesz, jak cieszę się, że Cię mam. Bardzo bałam się, że będziesz cierpiał. Bałam się, że ja będę cierpiała. Bałam się, że zniszczę Ci życie. Ale wiesz co? Zaczynam wierzyć, że wszystko będzie dobrze. :)

          Uśmiechnął się do ekranu. W kącikach oczu wezbrały mu się łzy. Przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie, ucałował czubek jej głowy i splótł ich palce razem.
         
Spełniła jego marzenia. Chciał tego. Chciał, by była szczęśliwa. Chciał, by zaczęła wierzyć, że będzie dobrze. I tak się stało. Skoro ona czuła się bezpieczna i szczęśliwa, on również był bezpieczny i szczęśliwy.

*

          Siedzieli w sterylnej poczekalni. Czekali na wyniki badań z ostatniej kontroli. Ann ubrana w zwiewną sukienkę i trampki tupała nogą ze zdenerwowania. Hayböck położył dłoń na jej kolanie i zahamował nerwowemu tikowi. Popatrzyła na niego swymi zielonymi oczami przepełnionymi strachem. Uśmiechnął się subtelnie, pogładził kciukiem jej kolano i powolnie wyszeptał: „Spokojnie”. Uśmiechnęła się delikatnie, a wówczas drzwi gabinetu otworzyły się. Stanął w nich doktor Krause. Gestem zaprosił parę do środka. – Muszę być szczery, choć znacznie bardziej wolałbym być miły – powiedział, gdy zasiadł na krześle naprzeciw dwójki. 
– Co to znaczy? – zapytał zdenerwowany Michael.
– Komórki rakowe… znów pojawiły się w pani organizmie – powiedział wolno, spoglądając na ciemnowłosą.
          
Dziewczyna nie wiedząc, co się dzieje szturchnęła Michaela. Był osłupiały. Jego idealny świat runął w gruzach. Ann ponownie szturchnęła go łokciem. Wyrwał się z zamysłu i przeprosił medyka. Wyjął z kieszeni telefon. Wahał się. Bał się jej reakcji. Zastanawiał się, jak jej to przekazać. Popatrzył na lekarza. 
– Powiedz jej to, co powiedziałem przed chwilą – powiedział tonem pełnym życzliwości.
          Skinął głową. 

Od Michael:
Doktor Krause powiedział… że w Twoim organizmie znów pojawiły się komórki rakowe. 

          Odczytawszy wiadomość, pospiesznie uniosła głowę. Spojrzała na niego z otwartymi ustami. Jej twarz przeszywała złość i niedowierzanie. Kręciła przecząco głową, wpatrując się w twarz skoczka. 
– Proszę jej powiedzieć, że rozpoczniemy terapię. Jeszcze nie wszystko jest przesądzone – odezwał się lekarz.
          Tak też napisał.
          
Ann była w szoku. Usiadła głębiej na niewygodnym krześle, oparła się o oparcie i oczyma pełnymi łez spojrzała w sufit. Michael chwycił jej dłoń, ale ją wyrwała. Pospiesznie chwyciła telefon i przesłała mu wiadomość. 

Od Ann:
„Rozpoczniemy terapię”, ale słabszą i nie tak skuteczną, czyż tak?

          
Niebieskooki odczytał na głos treść wiadomości. Doktor Krause oparła się na skórzanym fotelu i przeniósł wzrok na dziewczynę. 
– Jesteś w ciąży Ann – lekarz nigdy nie zwracał się do niej po imieniu. – Musimy leczyć cię tak, by nie zaszkodzić dziecku – mówił wolno i rzeczowo.
          
Michael przesłał jej wypowiedź lekarza, co do słowa. Kiedy odczytała wiadomość z determinacją wystukała kolejną odpowiedź.

Od Ann:
Urodzę to dziecko.

„Każdy był kiedyś na dnie
I ka
żdy był zapomniany
I ka
żdy jest zmęczony samotnością
Ka
żdy był
opuszczony”

****************************
Witajcie! :* 
Na samym starcie błagam Was o wybaczenie! :( Zjawiam się dopiero teraz, ponieważ mieliśmy w szkole dość duża imprezę, więc wróciłam do domu późno, zatem również późno pojawia się nowy rozdział. :( 
Dodałabym go już wczoraj, ale nie miałam w ogóle czasu... :( 
Przepraszam. :( 

Jak się Wam podoba? :) 
Mnie tak średnio.... :/ 
Jaka jest Wasza reakcja na zakończenie?
Jaka jest Wasza reakcja na wyznanie Ann? :) 

Całuję! 

piątek, 1 kwietnia 2016

Wspomnienie osiemnaste

Drogi Michaelu!
Ta wiadomość była dla mnie szokiem.
Owładnął mną strach i smutek, ale zaraz po tym przyszła odwaga i radość.
Wspólnie stawimy czoła wszystkiemu.
Wspólnie poradzimy sobie ze wszystkim. 

Na zawsze Twoja Ann



          Michael siedział na kanapie wpatrując się w telewizor. Był zły. Od ponad tygodnia nie miał kontaktu z Ann, a od ponad trzech jej nie widział. Przez jego myśli przemknęły nawet myśli, że może dopóki Ann nie będzie w pełni zdrowa, dopóki nie potwierdzą tego w stu procentach badania, odpuścić sobie treningi i zawody? Przecież teraz to ona była najważniejsza.
          Od tych myśli odpędzał go jednak przyjaciel. Stefan zapewniał go, że Ann nie będzie szczęśliwa, jeśli Michael odpuści treningi i zawody. Twierdził, że będzie się obwiniała, iż Michi nie może spełniać swoich celów, że będzie poczuwała się do odpowiedzialności za to, iż go ogranicza. Blondyn nie chciał, by dziewczyna miała jakiekolwiek poczucie winy, związane z jego osobą.
          Miał dosyć tej ciszy. Braku dźwięku przechodzących wiadomości. Kilka razy był w domu państwa Warmer, ale zawsze wracała do domu bez niczego. Bez jakiejkolwiek wiedzy. To sprawiało, że czuł się jak głupiec.
          Chwycił za telefon i ponownie wystukał wiadomość do dziewczyny:


Od Michael:
Ann, co się z Tobą dzieje? Dlaczego nie piszesz? Dlaczego nie przychodzisz? Dlaczego nikt nie otwiera mi drzwi Twojego domu? Za chwilę oszaleję. Bardzo się o Ciebie boję… Błagam, daj jakiś znak życia. Cokolwiek.
Czy zrobiłem coś źle?
 

          Rzucił telefon na fotel obok, wydając przy tym zirytowane westchnienie. Był zirytowany. Nienawidził niewiedzy. Gardził nią. Podniósł się z siedziska i skierował do okna. Nic. Cisza. Spokój. Żadnego śladu Ann.
         
Zaczęła ogarniać go panika. Co się z nią dzieje? Gdzie ona jest? A może trafiła do szpitala? Może jakieś powikłania po przeszczepie? W głowie kłębiły mu się najgorsze myśli.
          Włączył laptop, wziął telefon do ręki i zaczął wydzwaniać do wszystkich szpitali. Bał się, że w którymś z nich może znajdować się jego ukochana. W każdym szpitalu kobiety po drugiej stronie słuchawki mówiły, że nie mogą udzielić mu informacji, ale słysząc jego narastająca panikę i zapewnienia, że jest osobą bliską, ulegały i odpowiadały, że nikogo takiego nie ma w ich placówce.
          Po ponad godzinnym telefonowaniu wszędzie położył się bez radnie na łóżku. Nawet nie wiedział, kiedy odpłynął do krainy Morfeusza. 

*

          Otaczał go gęsty las. Było ciemno. Na niebie szalała burza. Wiatr wyginał konary drzew. Szedł, rozglądając się dookoła. Wołał ją. Jej imię, które odbijało się echem. Potykał się o wystające z ziemi korzenie potężnych drzew.
         
Był zrozpaczony. Miał na sobie podarte spodnie i poszarpany T-shirt. Włosy były potargane, a twarz brudne. Płakał. Łkał i nawoływał Ann.
          Chwilę wcześniej uciekł stadu, wściekłych wygłodniałych wilków.
          Doszedł jeziora. Księżyc odbijał się od tafli wody, a przeszywające pioruny niebo, rozjaśniały otaczającą go przestrzeń. Rozejrzał się dookoła. Zauważył ułożoną stertę liści. Górka, która z nich powstała, wyglądała nienaturalnie. Podbiegł tam.  Zaczął odrzucać liście na boki. Zobaczył ją. Ann. Była zimna, blada i wyglądała na bardzo spokojną. Zaczął ją wołać. Potrząsnął jej ciałem, ale ani drgnęła. Zaczął całować jej zimną, blada twarz.
– Popatrz, Isabel – usłyszał za sobą.
          Odwrócił się i ujrzał rodziców Ann.
– Ten gad uciekł nawet naszym pieskom – wycedził pan Warner. W jego głosie słychać było nienawiść i rozgoryczenie.  
– Zabiłeś naszą córkę! – wrzasnęła rozpłakana Isabel.
          Niesforne kosmyki wysunęły się z ciasnego koka. Ciemne włosy zdobiły pasma siwizny. Miała zapłakaną twarz i rozmazany makijaż. W niczym nie przypominała wcześniej poznanej pani Warmer.
– Nie! Ja… nie! – krzyczał.
– Powinieneś zdechnąć! Zgiń! – wrzeszczała.
– Isabel, spokojnie – przygarnął ją do siebie mąż. – Niech nasze pupilki się nim zajmą – gwizdnął, a z lasu wybiegła wataha wilków.
          Kąsały go. Krew tryskała wszędzie. Jego ciało przeszywał niewyobrażalny ból. Zęby stworzeń zagłębiały się coraz głębiej, raniły jego ciało i odgryzały płat po płacie. Obraz mu się rozmył lecz nadal słyszał skandowanie rodziców Ann.
– Zgiń! Zgiń! Zgiń!

*

          Gwałtownie otworzył oczu. Był zlany potem. Głowa mu pulsowała. Usiadł, machinalnie spoglądając w telefon. Nic. Żadnej wiadomości i żadnego połączenia. Wstał, powlókł się do szafy, wyjął z niej koszulkę i dresy. Pospiesznie je włożył. Na nogi wzuł sportowe buty i wybiegł z domu.
         
Biegł co sił w nogach. Z każdym kolejnym krokiem czuł coraz większe zmęczenie. Po dłuższym czasie czuł ból. Ból oplatający jego łydki, uda i brzuch. Czuł, że kręci mu się w głowie. Czuł, że robi mu się niedobrze. Jednakże musiał biec. Chciał choć na chwilę zapomnieć o złym śnie. Chciał przez chwilę nie przejmować się tym, co dzieje się z Ann.
          Jednak nawet wykańczający bieg nie sprawił, że zapomniał. 

*

          Wyszedł spod prysznica. Miał mokre włosy i ręcznik owinięty dookoła bioder. Stanął przed szafą, z której wyjął czarny T-shirt z logiem nike i spodnie dresowe tej samej marki. Kiedy zamykał szafę, usłyszał dźwięk nachodzącej wiadomości. Rzucił ubrania, na stojący niedaleko fotel i niemalże podbiegł do stolika nocnego, na którym znajdował się telefon.
         
Kiedy spojrzał na ekran urządzenia, serce podskoczyło mu do gardła. Zaczęło wybijać intensywny rytm. 

Od Ann:
Możemy się spotkać? U mnie? 

          Widząc treść SMS-a odetchnął z ulgą. Przetarł twarz i wziął głęboki oddech. Pospiesznie wystukał odpowiedź. 

Od Michael:
Będę za 15 minut. 
 

*

          Wchodził po schodkach prowadzących na ganek posiadłości państwa Warmer. Drzwi się otworzyły, a przed nim stanęła Ann. Miała włosy upięte w warkocz, luźną koszulkę, odsłaniającą ramiona i czarne legginsy. Była blada.
         
Uśmiechnął się na jej widok, jednakże ona tego nie odwzajemniła. Próbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego tylko grymas. Zaprosiła go gestem ręki do środka. Wszedł do środka. Wyczuł napiętą atmosferę.
          Rodzice Ann siedzieli w ciszy na kanapie w salonie. Kiedy Michael rzucił w ich kierunku niepewne „dzień dobry”, spojrzeli na niego i skinęli głowami. Była to dość dziwna sytuacja.
          Poczuł dłoń Ann na swojej ręce. Spojrzał na nią, a ona z powagą malującą się na twarzy poprowadziła go schodami na górę. Otworzyła drugie drzwi po lewej stronie i zaprosiła go do środka.
          Jego oczom ukazał się pokój w odcieniach fioletu umeblowany na biało.
         
Ann kiwnęła głową, by usiadł na fotelu stojącym pod oknem. Sama oparła się o biurko i głośno westchnęła. Widać było, że jest smutna, że bije się z myślami.
          Nie lubił tego widoku, dlatego pospiesznie wyjął z kieszeni telefon. 
 

Od Michael:
Co się stało? 
 

          Odczytała wiadomość i pokiwała ze zrezygnowaniem głową. Zagryzła dolną wargę, a z jej oczu pociekły ogromne łzy. Podniósł się z fotela i podszedł do niej. Położył dłonie na jej ramionach. Nie spojrzała na niego. Chwycił jej podbródek i uniósł ku górze. Zatopił się w jej tęczówkach. Malował się w nich strach z domieszką niepewności. Zagarnął ją do siebie, ale nie odwzajemniła uścisku. Zaczęła szlochać. Jej ciałem wstrząsały spazmy. Odsunłą się od niej i wystukał w telefonie:

Od Michael:
Martwię się. Powiesz, co się stało? 
 

          Kiedy czytała tę wiadomość, Michi odchodził od zmysłów. Serce bezustannie kołatało mu w piersi. Gdy Ann zaczęła stukać w wirtualną klawiaturę wstrzymał oddech. Nim wcisnęła przycisk „wyślij” popatrzyła na niego. Oczy miała wielkości piłeczek do ping-ponga. W końcu przyłożyła palec do ekranu i spuściła wzrok. 

Od Ann:
Jestem w ciąży.
 

          Telefon wypadł mu z ręki. Jak to? Jego oczy wielkością przypominały pięciozłotówki. Oddech mu przyspieszył. Widział panikę w oczach Ann, ale sam był przerażony niemal tak samo.
          Dziewczyna zmarszczyła brwi, przymknęła powieki i zacisnęła usta w cienką linię. Znów zaczął wstrząsać nią szloch. Kiedy to zobaczył mocno ją do siebie zagarnął. Ściskał ją tak mocno, jakby za chwilę miała gdzieś uciec. Jednocześnie tym uściskiem chciał dodać jej siły i pokazać, że są w tym razem. Odsunęła się od niego i podeszła do okna.
          Podszedł do niej. Położył dłoń na jej ramieniu. Nie odwróciła się. Był na siebie wściekły, że nie potrafi się z nią porozumieć. Wyjął z kieszeni telefon i wolną ręką napisał wiadomość.

Od Michael:
Wiem, że jesteś w szoku. Ja też. Nie spodziewałem się takiej wiadomości, ale musisz wiedzieć, że jesteśmy  w tym razem. RAZEM. 
 

          Bardzo długo wpatrywała się w ekran smartfona. Kiedy podniosła wzrok i spojrzała przez okno na ogród okalający dom, przykryła jego dłoń, spoczywającą na jej ramieniu swoją.
          Ujął ją za biodra i odwrócił ku sobie. Popatrzył jej w oczy. Było w nich mniej strachu, niż jeszcze chwilę temu.
          Wspięła się na palce. Położyła szczupłe dłonie na jego policzkach. Dzieliły ich centymetry. Intensywnie patrzyli sobie w oczy. W końcu jej usta poruszyły się. Bezgłośne słowa, które padły z jej ust, sprawiły, że serce zabiło mu mocniej, zrobiło mu się gorąco, a gardło mu się ścisnęło. Powiedziała: KOCHAM CIĘ.
          Chwycił ją za biodra i przysuną jeszcze bliżej. Nakrył jej wargi swoimi i drapieżnie się w nie wpił. Całowali się zachłannie, całowali się z uczuciem. Wiedzieli, że zostali wystawieni na próbę.
          Kiedy się od siebie odsunęli, Michael opadł na stojący obok fotel i pociągnął ją za sobą. Siadła mu na kolanach i splotła dłonie na jego karku. W jego ramionach, będąc blisko niego, czuła się bezpieczna. Jej telefon zawibrował. 

Od Michael:
To dlatego się do mnie nie odzywałaś? 

          Westchnęła. Położyła dłoń na jego policzku i pogładziła go kciukiem. Pokręciła głową, a następnie wystukała odpowiedź. 

Od Ann:
Przepraszam. Wiem, że odchodziłeś od zmysłów, ale nie mogłam inaczej. Musiałam sobie wszystko poukładać. Powiedziałam najpierw mamie o moich podejrzeniach. Nie chciała w to wierzyć. Ona wie, co to oznacza… Zabrała mnie do lekarza. Potwierdził moje podejrzenia. Mama była zła, ale widziała, że… że to przeżywam. Pomogła mi poinformować tatę. Michi, wiem o tym od tygodnia. Uwierz mi, że musiałam to przemyśleć, dlatego nie odpowiadałam na Twoje telefony i wiadomości. Poprosiłam ich, żeby z Tobą nie rozmawiali, bo wtedy musiałabym stawić czoła Tobie i powiedzieć o wszystkim, a ja po prostu nie byłam gotowa. Do dziś…
    

          Czytał tę wiadomość i starał się przyswoić do siebie każde słowo. Czuł mieszankę uczuć, jaka skrywała się pod literami. Wiedział, że z SMS-a emanuje szczerość. Był smutny, że przechodziła przez to sama. Że tak bardzo się martwiła, a on nic o tym nie wiedział. Wystukał:     

Od Michael:
Mogłaś mi powiedzieć. Nie zostawiłbym Cię… Nigdy Cię nie zostawię. Kocham Cię, Ann. Najbardziej na świecie. Kocham Cię jak wariat. Długo o Ciebie walczyłem i nic nas nie rozdzieli, rozumiesz?
 
 

          Oczy jej się zaszkliły. Dolna warga zaczęła jej się trząść. Uniósł jej brodę i spojrzał w oczy. Wyszeptał: KOCHAM CIĘ, a następnie wpił się w jej malinowe usta. Wodził dłońmi po jej plecach, a ona wplotła palce w jego blond czuprynę. Po chwili oderwała się od niego i wysłała kolejną wiadomość:

Od Ann:
Musimy do nich zejść. Chcą z Tobą porozmawiać. Dali nam chwilę, bym Cię poinformowała.
 

          Przełknął ślinę. Popatrzył na nią z przerażeniem.   

Od Michael:
To nie będzie łatwe, prawda? 
 

          Popatrzyła na niego ze współczuciem i wzruszyła ramionami. 

Od Michael:
W takim razie chodźmy. 
 

          Powolnie, trzymając się za dłonie zeszli po schodach. Kolana mu się trzęsły, a nogi miał jak z waty. Gdyby nie Ann spanikowałby i uciekł. Ta jednak mocno trzymając go za rękę pociągnęła za sobą w stronę salonu.
         
Wymigała coś do matki, a ta odpowiadając jej tym samym, powiedziała:
– Siadajcie.
         
Siedli na kanapę obok. Ann nie puściła jego dłoni nawet na moment. Czuł, że tym gestem chce dodać mu, brakującej otuchy.
– Michaelu mieliśmy cię za rozsądnego i odpowiedzialnego chłopaka. Tymczasem ty nas zawiodłeś. Wykorzystałeś naszą córkę – zaczął poważnie pan Witold.
          Michael chciał już otworzyć usta, by się usprawiedliwić, ale wówczas Ann uniosła dłonie i zaczęła migać.
– Co… co ona mówi? – zapytał niepewnie.
– Mówi, że Witold nie ma cię obwiniać, bo sama doskonale wiedziała co robi – beznamiętnie objaśniła Isabel.
– Proszę państwa – odważył się w końcu. – Nie jestem z tych, którzy zostawiają ciężarną kobietę. Kocham państwa córkę, Kocham Ann – spojrzał na nią, uniósł jej dłoń do swych ust, by złożyć na jej wierzchu pocałunek. – Jest dla mnie całym światem. Trochę czasu zajęło nim mi zaufała. Nim pozwoliła wkroczyć do swojego życia. Nie zostawię jej. Jest dla mnie  zbyt ważna. Kocham ją i kocham to dziecko.
          Witold westchnął, a oczy jego żony zaszkliły się od łez.
– Proszę mnie nie skreślać. Błagam, niech dadzą mi państwo szansę. Ann już to zrobiła – spojrzał na nią, a gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, uniósł lekko kąciki ust.
– Michaelu, czy ty wiesz, co oznaczał będzie nawrót choroby? Wiesz przecież, że jest takie zagrożenie – skwitowała matka dziewczyny. 

„Będą dni pachnące wrzosem
Ale te
ż noce nieprzespane wcale
Poprzerywane wrzaskiem
Pozaszywane niedopasowaniem”

************************
Witajcie! :* 
Tak nam się porobiło. :)
Dobrze? Źle? :)
Czekam na Wasze opinie. ^^

Jednocześnie chcę Wam powiedzieć, że małymi krokami zbliżamy się do końca. :) 

Całuję!