Strony

piątek, 27 listopada 2015

Wspomnienie pierwsze

Drogi Michaelu!
Wiedz, że nie napisałaby tego, gdybyś nie zmusił mnie do tego. Gdyby nie zmusił mnie do tego Twój list.
Nie jestem pewna, o co Ci chodzi.
Nie unikam Cię. Nie jestem skryta i milcząca, kiedy jesteś w pobliżu.
Jestem po prostu sobą.
Jeżeli nie potrafisz tego zrozumieć, nie powinieneś pisać…
Nie powinieneś przychodzić.
Tutaj każdy taki jest. Optymistów możesz zliczyć na palcach jednej ręki. Realistów masz tutaj całe tłumy. Ja należę właśnie do tej drugiej kategorii.


Ann




          Szedł przez sterylny, zielonkawy korytarz. Spieszył na spotkanie, którego wyczekiwał od bardzo dawna. Towarzyszyła mu kobieta. Niskiego wzrostu szatynka, o zaokrąglonej twarzy i skośnych, zielonych oczach. Była równie podekscytowana jak on. Uśmiechała się do niego życzliwie za każdym spojrzeniem.
          Stanęli przed drzwiami. Obok nich znajdowała się tabliczkaz napisem „świetlica”.
 – Panie Michaelu, nim przekroczy pan próg świetlicy, chciałabym pana uczulić na to z czym może się pan spotkać. Niektórzy pacjenci są… ich psychika jest bardzo delikatna. Nie ufają zbyt wielu ludziom, czasami zadają niewygodne pytania i rzucają nieodpowiednie komentarze. W pomieszczeniu znajdują się także osoby bardzo słabe. Przyjechały na wózkach, to nieprzyjemny widok.
          Głos miała miękki, ale rzeczowy.
– Oczywiście, rozumiem– odpowiedział lekko się uśmiechnąwszy.

          Kobieta posłała mu ciepły uśmiech i otworzyła drzwi. Poprosiła, by wszedł pierwszy.
         
Jego oczom ukazała się niemal pełna sala ludzi. Byli to dzieci, nastolatkowie  oraz ich rodzice, a także osoby nieco po dwudziestym roku życia zmagające się z chorobą . W pomieszczeniu panował szmer podekscytowania od momentu, gdy  tylko drzwi się otworzyły. Przekroczył próg, a wszystko ucichło. Uśmiechnął się na reakcję zgromadzonych ludzi. Wszyscy mieli szeroko otwarte oczy i wyraz zdziwienia na twarzy.
– Wiem kochani, że nie spodziewaliście się tutaj takiej osobistości, ale pragnę przedstawić wam pana Michaela Hayböcka.
          Rozbrzmiały gromkie brawa. Uśmiechnął się, przysiadając na krzesełku ustawionym na samym środku, by każdy mógł na niego spojrzeć. Kobieta opowiedziała pokrótce o jego osiągnięciach i przeszła do sedna. Zachęciła zgromadzonych do zadawania pytań.
          Gdy jeden z siedmioletnich chłopców w trzecim rzędzie podniósł rękę, by o coś zapytać natrafił na spojrzenie, siedzącej obok dziewczyny. Miała dwadzieścia kilka lat, ciemne włosy, krągłe zielone oczy i pełne usta. Siedziała na krześle jak na szpilkach. Widać było, że czuła się nieswojo w tym tłumie. Szybko odwróciła wzrok, a on skoncentrował się na pytaniu chłopca.
          Spotkanie zaplanowane było na sześćdziesiąt minut, jednakże nie potrafił tak bezceremonialnie wejść i wyjść. Rozmowa z podopiecznymi szpitala trwała ponad półtora godziny, a po zakończeniu nie potrafił nie zamienić słowa z dzieckiem, które podeszło ze swoim rodzicem. Ta pogadanka miała wlać w  nich nadzieję i wiarę, chęć walki i pokonania złośliwych nowotworów, z jakimi na co dzień borykają się pacjenci. Rozmawiając z kilkoma chłopakami i dwoma dziewczynami, a także słuchając tego, co mieli mu do powiedzenia rodzice, był zadowolony, że choć w małym stopniu przekazał im to, co chciał przekazać.
          Kilka osób poprosiło go o autograf, a wszyscy zebrani pragnęli indywidualnego zdjęcia ze skoczkiem. Cierpliwie pozował, a w duchu cieszył się jak małe dziecko, widząc radość w oczach małych pacjentów. Podeszli do niego niemal wszyscy. Niemal, bo nigdzie nie mógł dostrzec dziewczyny, która jakiś czas temu zwróciła jego uwagę. Nigdzie jej nie było. Musiała wyjść nim się zorientował.
          Świetlica była przepełniona radością oraz hałasem podekscytowania.
– Moi drodzy, chciałabym w imieniu waszym oraz naszego szpitala bardzo gorąco podziękować panu Michaelowi za to, że znalazł czas, by się tutaj zjawić. Mam nadzieję, że nie był to ostatni raz. Proszę przyjąć od nas te kwiaty wdzięczności – powiedziała skośnooka kobieta, podchodząc bliżej niego z ogromnym bukietem czerwonych róż.
          Był zaskoczony. Nie spodziewał się nic w zamian. Kwiaty to nic wielkiego, ale jednak ten gest sprawił, że łza zakręciła mu się w oku.
– Och… nie trzeba było. To ja bardzo dziękuję za zaproszenie. Spełniłem moje marzenie. Poznałem niesamowitych ludzi. Mam nadzieję, że to spotkanie wszystkich nas czegoś nauczyło. Mnie na pewno nauczyło, że mimo przeciwności losu, musimy dalej żyć i starać się, by każdy kolejny dzień stawał się piękniejszy. Mam nadzieję, że wszyscy w końcu uwierzycie w swoją siłę i postaracie się pokonać wszystkie przeciwności losu. Bardzo wam dziękuję – uśmiechnął się szeroko, penetrując publiczność.
          Szukał tamtej dziewczyny. Nie było jej…
         
Kobieta wyprowadziła go na korytarz. Mówiła do niego o tym, co zaobserwowała podczas spotkania. Mówiła, że jego wykład zrobił wrażenie na każdym przybyłym gościu, a przede wszystkim na rodzicach pacjentów. Mówiła, że kilkoro z nich podeszło do niej i opowiadali o swoich przeżyciach podczas jego odpowiedzi. Uśmiechał się i potakiwał głową. Raz po raz rzucił „cieszę się”, „niezmiernie mi miło”, „tak, tak”, ale tak naprawdę pogrążony był w rozmyślaniu o niej. O dziewczynie z trzeciego rzędu.
          Pielęgniarka stanęła przed drzwiami, które opisane były „pokój pielęgniarek”. Pożegnała się z mężczyzną, mocno ściskając mu dłoń, szeroko się do niego uśmiechając. Była mu wdzięczna. Nie lubił tego widoku. Nie lubił, gdy ludzie byli mu za coś wdzięczni. Mogli się cieszyć, mogli być pełni podziwu, ale nie mogli być wdzięczni. Bo niby za co? Jest takim samym człowiekiem jak oni. Jeżeli dostaje propozycję pomocy drugiemu człowiekowi, a w tym przypadku grupie ludzi, ślepo w to brnie, nie zastanawiając się, jakie będzie miał z tego korzyści. To nie leżało w jego naturze.
          Kobieta zniknęła za drzwiami, a on skierował się do drzwi wyjściowych. Kiedy przechodził obok jednej z sal, zerknął w jej głąb przez otwarte drzwi. Omal się nie przewrócił, kiedy gwałtownie przystanął. Na jednym z trzech łóżek, leżała dziewczyna. To była on. Dziewczyna z trzeciego rzędu. Ciemnowłosa piękność.
          Zawahał się, ale ostatecznie zrobił krok naprzód. Przekroczył próg pomieszczenia, a ona nadal wpatrywała się w sufit.
          Podłączona była pod kroplówkę. Dopiero teraz było widać, jaka jest blada. Wydawała się być cieniem samej siebie.
– Cześć – odezwał się, stawiając niepewnie kroki w jej kierunku.
          Nie odwróciła wzrok. Nadal tępo wpatrywała się w biały sufit sali. Jej klatka piersiowa to podnosiła się to opadała. Oddech miała stabilny. Nieco płytki.
– Szybko wyszłaś ze świetlicy – zauważył.
          Dopiero teraz zwróciła na niego uwagę. Była zdziwiona. W jej oczach malowało się coś, co wyglądało jak strach. Bała się go? Dlaczego? Przecież nie zrobił nic złego.
– Jak masz na imię? – zapytał.
          Patrzyła się na niego z uwagą, ale nie odpowiedziała. Strach przerodził się w zainteresowanie. Jej zielone tęczówki badały jego twarz. Był onieśmielony i zdziwiony jej reakcją. Dlaczego nie chciała odpowiedzieć? Może czuła się niepewnie? Może miała jakąś zasadę, której się trzymała? Na przykład, że nie przedstawia się nieznajomych? Idąc tym tropem, powiedział:
– Ja jestem Michael.
          Nic.
          Cisza.
          Pospiesznie spojrzał na łóżko obok. Starał się wymyślić coś, czym mógłby przekonać do siebie dziewczynę. Nic mądrego nie wpadło mu do głowy. Spojrzał na podłogę i dostrzegł bukiet kwiatów w swojej prawej dłoni. Uśmiechnął się sam do siebie. Jak mógł o nich zapomnieć?
          Podniósł wzrok. Dziewczyna bacznie go obserwowała. Bez słowa. Uśmiechnął się do niej i zrobił kolejny krok w jej kierunku. W ogóle nie zareagowała. Nie powiedziała nic. Nie poruszyła się. Leżała w tej samej pozycji, co sekundę wcześniej.
– Proszę. Do ciebie lepiej pasują. Dodadzą nieco życia temu pomieszczeniu.
          Przechyliła głowę na bok. Nadal wpatrywała się w jego postać. Z jej twarzy nie szło wyczytać kompletnie nic. Może ją uraził? Brawo Hayböck! Jesteś w szpitalu, ona jest chora, a ty wspominasz o braku życia w jej sali. Jesteś genialny! – pomyślał.
          Dziewczyna wyciągnęła dłonie i ujęła w nie bukiet od blondyna. Uśmiechnął się do niej szerzej. Czyżby udało mu się jakoś wzbudzić w niej poczucie zaufania? Ona nie odpowiadając zanurzyła twarz w roślinach i zaciągnęła się ich zapachem. Obserwował ją z zapartym tchem. Była piękna. Przyłapał się, że na jego twarzy nadal znajduje się niemądry uśmiech. Spoważniał i wziął głęboki oddech.
 – Podobają ci się?
         
Nie zareagowała. Wpatrywała się tylko w czerwone kwiaty. Miał ochotę jęknąć z irytacją. Dlaczego tak go ignorowała? On się starał, a ona najwyraźniej nie chciała z nim rozmawiać. Przeczesał dłonią włosy. Spojrzała na niego.
– Ja już pójdę – wskazał gestem głowy na drzwi. – Do zobaczenia – szepnął.
          Skinęła głową.
          Niemal otworzył usta ze zdziwienia. Po raz pierwszy od jego kilkuminutowej wizyty zareagowała na jego słowa. Nie wliczając kwiatów. Oczy miał wielkości kurzych jaj. Jak to możliwe, że jeden gest ze strony nieznajomej dziewczyny wywołał w nim takie zaskoczenie.
         
Odwrócił się i niepewnym krokiem podszedł do drzwi. Odwrócił się przez ramię. Patrzyła na niego. Nadal trzymając w dłoniach kwiaty, uśmiechnęła się. Poczuł się, jakby zobaczył jakiś cud. Odwzajemnił gest i zniknął za drzwiami.
          Opadł na pierwsze lepsze krzesełko. Był nią oczarowany. Jeszcze nigdy nie spotkał tak wyjątkowej dziewczyny. Zastanawiała się co ona myśli o nim. Westchnął i przeczesał dłonią włosy. Wpadł na genialny pomył.

          Podszedł do sklepiku znajdującego się nieopodal. Kupił mały zeszycik, kopertę oraz długopis. Powędrował do zatłoczonego bufetu. Usadowił się przy pierwszym wolnym stoliku. Otworzył notes i zaczął w nim skrobać.


Droga Nieznajoma!
Nie mam pojęcia, jak masz na imię, ani dlaczego tak mnie potraktowałaś. Unikasz mnie? Dlaczego? Dlaczego jesteś taka… milcząca, taka skryta, kiedy jesteś w pobliżu? Zrobiłem coś nie tak? 


Michael

          Na odwrocie kartki napisał swój adres, gdyby chciała odpowiedzieć na jego list. Nie wiedział, czy to zrobi, ale był przepełniony taką nadzieją.
         
Wyrwał kartkę, starannie złożył ją na pół i ukrył w śnieżnobiałej kopercie. Zakleił ją i wstał. Swoje kroki skierował do pokoju pielęgniarek, po czym zapukał do drzwi.
– O! Pan Michael – ujrzał skośnooką kobietę. – W czym mogę pomóc?
– Czy mogłaby pani, przekazać to – wskazał list – dziewczynie z tamtego pokoju – gestem wskazał drzwi, za którymi znajdowała się dziewczyna z trzeciego rzędu.
         
Kobiecie zaiskrzyły oczy. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Skinęła głową, odbierając od niego kopertę. 

„I znowu piszę długi list do Ciebie,
Nie wiem czy przeczytasz go.
Tak bardzo chcia
łbym móc uwierzyć w siebie,
Zrozumie
ć własny los.”



***********************
Hej Kochane! :*
Przybywam do Was z pierwszym rozdziałem. 
Jak Wam się podoba? :) 
Od samego początku (czyli od momentu, gdy wpadłam na pomysł tego opowiadania tj. początek wakacji) chciałam, żeby tak wyglądało. Każdy rozdział poprzedzać będzie list. List będzie źródłem wspomnień Michaela.
Jednego dnia jednak napadły mnie pewne obawy, co do tej historii. Szczerze mówiąc wahałam się czy zacząć ją publikować... Ostatecznie jednak doszłam do wniosku, że oddałam mu kawałek swojego serca, pracowałam w pocie czoła, by napisać rozdział i szkoda byłoby tejże pracy. Nie jestem pewna czy Wam się podoba. Nie jestem pewna czy to opowiadanie nie jest zbyt banalne, ale dodaję. Dodałam i regularnie w piątki pojawiać się będą tutaj nowe rozdziały. :) Regularnie... tzn. jeśli nic mi nie wypadnie. ;) 

Zauważyłam, że wśród blogerek szaleje Instagram. Jestem tam od jakiegoś czasu, więc jeśli macie ochotę zapraszam. :) 

 Ależ się rozpisałam... 

Całuję!